Myślę, że każdy kiedyś usłyszał, że nadzieja jest matką głupich, a druga strona odpowiadała, że może i mają rację, ale to zawsze matka. A czy w tym frazesie nie powinno być, że to nierealne oczekiwania są głupie? To trochę tak jak z uczuciami, które na początku swojej drogi brałem na głowę i „okazywałem” te, które wypadałoby okazać. Nie dawałem sobie i nie otrzymywałem prawa do tego, żeby przeżywać to co naprawdę czułem stąd też przez bardzo wiele lat byłem pozbawiony uczuć wyższych. A nadzieję traktowałem właśnie jak wspomniane nierealne oczekiwania, nierealne marzenia, chciejstwa, pożądania i żądania. Dziś po latach zdrowienia i przedefiniowaniu tego słowa w życiu widzę w nim zupełnie inny potencjał. Nadzieja jako sens czegoś większego ode mnie, ta nadzieja, gdy zobaczyłem uzależnionych, którzy pozostają czyści przez wiele lat i cały czas ich zdrowienie pozostaje świeże. Ta nadzieja, że ja również mogę pozostać czysty. To również te wszystkie zbierane key-tagi – breloczki oraz radość z osiągania kolejnych progów czasu pozostania czystym aż do lat zdrowienia.

Nawiązując do tematu pozostawania czystym i wyciszonym zachęcam do przeczytania wpisu, który popełniłem już jakiś czas temu o takim właśnie tytule: Czysty i wyciszony. Wracając jednak do myśli przewodniej tego wpisu, czyli nadziei to mogę też postawić naprzeciw pojęcie beznadziei, które ułatwi mi nazwać czym jest to pierwsze. Bezsens, beznadzieja, bezradność dotykają tak bardzo rdzenia mojej choroby uzależnienia, ponieważ oparte są na lęku. Brak nadziei to w dużej mierze definicja lęku, a bardzo często lęku wobec lęku. Czy zatem możemy postawić nadzieję wobec nadziei? Spróbować żywić nadzieję, wobec tego, że ta nadzieja pozostanie w nas na dłużej. O tym mówi Drugi Krok, że Siła większa od nas samych może przywrócić nam równowagę wewnętrzną. O nadziei również mówi posłanie Anonimowych Narkomanów, niektórzy nazywają to obietnicą, a ja osobiście wolę pozostawić to jako posłanie nadziei, bądź po prostu nadzieją, że każdy uzależniony może przestać zażywać narkotyki, może utracić obsesję ich zażywania i odnaleźć nową drogę życia. W sumie tak jak teraz o tym myślę to obietnica jest dobrym połączeniem dla nadziei. Wszak, jeśli ktoś skorzysta z tego co Wspólnota Anonimowych Narkomanów ma do zaoferowania, czterech filarów zdrowienia, kierowanie się zasadami duchowymi, a na początek chociażby utożsamienie się z problemem choroby uzależnienia, przyznanie, że jest się uzależnionym i przedstawianie się w ten sposób na mitingach, poszukanie pomocy i wybranie osoby, która wydaje się inspirująca w swoim zdrowieniu i przyciąga do tego, żeby nawiązać relację sponsorską. Następnie rzetelna, uczciwa i zaangażowana praca, samoobserwacja, korzystanie z narzędzi (Krok Zero), dzielenie się swoim doświadczeniem w zdrowieniu z innymi w poufnej atmosferze. Z biegiem pracy nad Programem również istotne zadośćuczynienia za wyrządzone krzywdy, które są autostradą do wolności osobistej i ostatecznym pogodzeniem – rozliczeniem się z przeszłością, a na koniec niesienie pomocy tym uzależnionym, którzy wciąż jeszcze cierpią i chcą zdrowieć.
Nadzieja jest taką iskierką, którą warto jest podtrzymywać w sobie i żywić ją. Bardzo lubię te określenia, które mamy w języku polskim, czyli żywienie nadziei, zdobywanie się na odwagę, chowanie uraz, umartwianie się i wiele innych. Podkreślają to, że mamy realny wpływ na nasze działania w postaci czujności i uważności niż kontrolowania naszego życia. Dziś z perspektywy czasu mam taką refleksję, że nie chodzi o to czy kontroluję moje życie czy go nie kontroluję tylko po prostu żyję, tu i teraz z planami, marzeniami, które są dziś realne i zrodziły się z nadziei, a nie chorego myślenia. Z czasem, kiedy nadzieja jest już wystarczająco dożywiona przekształca się w wiarę, czyli taki wyższy, głębszy dla mnie poziom nadziei. Jak to mówią wiara bez uczynków jest martwa i pojawia się w chwili, kiedy zaczynamy spełniać tą obietnicę, w którą żywiliśmy nadzieję i otrzymujemy pierwsze owoce tej pracy. To był również w moim zdrowieniu moment, w którym odnalazłem sens życia i nową drogę. Dziś bez tego nie wyobrażam sobie mojego zdrowienia, choć wiem jak ważne jest na początku zaciśnięcie zębów i przetrwanie tych chwil, które są walką o życie i nieraz o każdą kolejną godzinę czystości. Tego Wam przede wszystkim życzę, jeśli jesteście w takim momencie. Sam nie raz szantażowałem samego siebie, że muszę zażyć, bo „nie wytrzymam”, a dziś z perspektywy czasu wiem, że to było kurczowe trzymanie się tamtego świata ponieważ tak bardzo bałem się nieznanego jakie miało mi do zaoferowania życie w czystości. Każdy uzależniony może przestać zażywać i doświadczenie Wspólnoty przytacza naprawdę mogłoby się wydawać beznadziejne przypadki. Dlatego jest ta nadzieja, ale tą nadzieję i wyciągnięte ręce trzeba złapać. Choroba uzależnienia dla mnie to przede wszystkim te wszystkie zwątpienia, lęki, urazy, błędy, które popełniałem z uporem maniaka, ale przede wszystkim samotność, wstyd, tajemnica, poczucie bycia przegranym, obsesyjne próby kontroli, kłamstwa, ułuda. Jako człowiek, osoba uzależniona zdałem sobie sprawę z tego, że nie żyję w permanentnej nadziei, wierze i zaufaniu. Zdecydowanie bardziej podpisuję się pod tym, że żyję w lęku, a z nim muszę sobie radzić właśnie za pomocą żywienia nadziei, zdobywaniu się na odwagę, powierzaniu się opiece i finalnie zaufaniu. Nie w taki sposób, że raz podejmuję decyzję na całe swoje życie o powierzeniu się w opiekę Siły Wyższej, ale w taki sposób, że tą decyzję podejmuję za każdym razem, kiedy traci na swojej sile i wkrada się lęk. Wszak niczym się nie różni tchórz od bohatera, prócz tego, że ten drugi umiał lęk przezwyciężyć.
Właśnie dzisiaj: Sprawdzę jakie mam zastrzeżenia, które mogłyby zagrozić mojej czystości i podzielę się nimi z drugim uzależnionym.
Dodaj komentarz