Słowa te, które widnieją na naszych breloczkach (key tagach), znajdują się w naszych tekstach, płyną w naszych wypowiedziach, oraz podkreślają moc podczas celebracji okresów czystości nieraz skłaniały mnie do refleksji nad moim zdrowieniem. Często na pytanie „co słychać?„, odpowiadam: -staram się być szczęśliwy i przekazywać to dalej. No właśnie, ale czym jest ten święty graal – szczęście? Obłęd, furię, strach, paranoję, mroki i życia zakręty poznałem dość dobrze, wchodziłem w nie jak w masło i były moim naturalnym środowiskiem. Czy przestając zażywać to wszystko uległo zmianie? Czy poczułem wszechogarniający spokój, ukojenie, ulgę, swobodę i siłę? Niestety tak się nie stało. Nie wystarczyło żebym przestał zażywać narkotyki. Potrzebna była zmiana całego mojego życia, myślenia, zachowania, a zwłaszcza postaw życiowych. Nie muszę zażywać narkotyków by zachowywać się jak rasowy ćpun. Może również nieraz się tak zdarzyć, że na mitingu będzie taka gęsta atmosfera, że „brakuje tu tylko narkotyków” – gdyż miting nie zdrowieje, ani nie jest uzależniony. Kiedyś usłyszałem coś co mocno się we mnie zakorzeniło: „przeciwieństwem uzależnienia nie jest abstynencja. Przeciwieństwem uzależnienia jest więź z innymi.” A kolejnym było, że przebudzenia duchowe są zaraźliwe.
Mam świadomość, że moje życie mogę ograniczyć wyłącznie do niezażywania narkotyków. Nie mogę tego nazwać zdrowieniem, mogę to nazwać abstynencją i nieustannym siłowaniem się oraz życiem w strachu. Czym się różni bohater od tchórza? Niczym, obaj się boją, tylko ten pierwszy wie jak ten strach przezwyciężyć. I można umierać tysiąc razy jak pisał Shakespeare w Juliuszu Cezarze, ale tu chodzi o uznanie mojej bezsilności. Tylko tyle po prostu bądź aż tyle po prostu. Nie mam co się szarpać, myśleć o tym, że może kiedyś sobie będę mógł zażyć psychodeliki, stymulanty czy alkohol, który jest dla mnie narkotykiem. Nie myślę o tym, uważam, że zaliczyłem w swoim życiu „wysoki lot”, który zakończył się bardzo bolesnym upadkiem, gdyż odwieczna prawda mówi, że wszystko rzucone w górę kiedyś musi spaść. Program Dwunastu Kroków odebrał mi obsesję zażywania, pozwolił mi cieszyć się życiem takim jakie ono jest. Często największą przeszkodą do bycia szczęśliwym byłem ja sam. Chciałem być za bardzo szczęśliwy, a lepsze jest wrogiem dobrego i nawet słodką herbatę można przesłodzić. Zamiast przeszczęśliwego stałem się nieszczęśliwym i przygnębionym. Przypomina mi się przy tym taka stara waga, która była do 100 kilogramów, gdy znajomy na nią wszedł to przekręciła się i pokazało, że waży 5 kilo. Kolega oczywiście ważył 105 kilo, ale takie przebicie skali obrazuje moje szczęście, które starałem się pompować substancjami psychoaktywnymi.
Rozpoczynając swoją przygodę z narkotykami w dość młodym wieku zabrałem sobie ogrom przeżywania przyjemności i szczęścia drogą naturalną. Wahadło od euforii do rozpaczy roztaczało coraz to szersze łuki. Miałem totalną nieumiejętność zdrowego regulowania emocji, uczuć, świadomości, szczęścia. Totalny absurd, gdy moim największym szczęściem nazywałem sytuacje, których nie pamiętałem, twierdząc, że o to chodzi. Moje życie w czynnym uzależnieniu było szczeniackie, nieodpowiedzialne, nielogiczne, nieetyczne, niesmaczne, nieszczęśliwe. To były pozory, baśniowy świat, w który lubiłem uciec. Lubiłem ten szum w głowie, gdy wiatr mnie porywał w rytm serca miasta, płynąłem pośród ludzi swoimi krętymi ścieżkami. Schizofrenik z wyboru, od psychopaty różniło mnie to, że psychopaci zachowują swoją zimną krew i nie używają substancji psychoaktywnych, reszta jest jak najbardziej trafna. Tak naprawdę pogłębiałem się w mojej chorobie, krzywdząc się, nie szanując, nie dbając, nie wierząc. Nie jest dla mnie definicją szczęścia robienie za przeproszeniem chuja z logiki. Ja w czynnym uzależnieniu to było ja versus ja. Alter ego, dr. Jeckyll i Mr. Hyde, portret Doriana Greya itd. Narkotyki uważałem za antydepresanty, z czasem przekonałem się o tym, że są tak naprawdę prodepresantami.
Schizofrenik z wyboru, który ze swojego życia chciał zrobić Blitzkrieg.
Czym dla mnie jest szczęście? Szczęściem dla mnie jest spokój, pogoda ducha. Równowagą jest akceptacja tego co w moim życiu miało miejsce, to jakich krzywd dokonałem, jakie są moje wady charakteru, świadomość tego czym jest obłęd i destrukcja. Równowagą jest również to, że jestem uczciwy, życzliwy, empatyczny oraz to, że jestem tylko człowiekiem. Zgubiłem się w życiu by móc się odnaleźć, mój przyjaciel powiada, że „zdrowiejący uzależniony z czasem jest zazwyczaj zdrowszy niż przed zachorowaniem”, a kluczem jest zaangażowanie, działanie i otwartość umysłu. W życiu wykorzystałem limit moich patentów na wyjście z labiryntu. Potrzebowałem drugiego człowieka, który podał mi swoją dłoń. To ja potrzebowałem i zwróciłem się po pomoc (po-moc), gdyż jestem bezsilny – nie oznacza to, że jestem bez radny. Myślę, że w moim życiu jest dużo sytuacji, w których potrzebuję być świadomy i ukierunkowany dobrą wolą. Moja uczciwa dobra wola, często pokrywa się z wolą Siły Wyższej, która o mnie dba i wszystko będzie dobrze – bylebym tylko tego nie komplikował. Czysty i wyciszony nie oznacza dla mnie głębokiego stanu medytacji, oznacza dla mnie stosowanie zasad duchowych filozofii Programu Dwunastu Kroków i Dwunastu Tradycji Anonimowych Narkomanów we wszystkich sferach mojego życia w sposób zaangażowany. To jest Program działania, który sprawia, że w swoim towarzystwie czuję się przyjacielsko, a to przekłada się na relacje z innymi. To, że dzięki Programowi mogłem się poznać, poobcować ze sobą, zaakceptować, zakolegować, zaprzyjaźnić i pokochać przekłada się na relację z drugim człowiekiem. Przeciwieństwem uzależnienia dla mnie jest wyciszenie i czystość w otoczce miłości. Świat jest piękny, ważne jest tylko to bym nie starał się go niepotrzebnie „upiększać”. Jestem cudem jak i jestem największym zagrożeniem to jest ta równowaga, przebudzenie duchowe i samoświadomość. Dzielenie się swoim doświadczeniem z tym, kto chce posłuchać. Słuchanie tego co słyszę, nie tego od kogo to słyszę. Program Dwunastu Kroków pozwolił mi stać się mężczyzną, pozwolił mi dorosnąć, pozwolił mi znaleźć różnicę między głupotą, a odwagą. Ujrzałem również jaką czarną dziurą jest mój egocentryzm i jak zasysa energię, która mnie otacza. Nie mam wpływu na moją chorobę, to jest fakt. Mam wyłącznie wpływ na moje zdrowienie. Co robię dla mojego zdrowienia i mojego szczęścia? Staram się stosować zasady duchowe we wszystkich sferach mojego życia, staram się dbać o umysł czytając konstruktywne treści i nie spowijać moich myśli czernią, bo potrafią z diamentu zrobić kamień. Staram się dbać o ciało nie wprowadzając w nie trucizn i nie działać autodestrukcyjnie. Również najważniejsze to, że staram się dbać o duszę, która oddycha szczerością, życzliwością i miłością. Ważne jest to jak zdrowieję tu i teraz, przeszłość jest już padliną, a jutro jeszcze się nie narodziło. I tak na zakończenie mi zabrzmiały w myślach, wersy Sokoła „Witam was w rzeczywistości”:
„Zamiast ją mijać poczuj rzeczywistość
Dla niektórych przeszłość to przyszłość
Teraźniejszość? Przecież jej nie ma
To co mówię teraz właśnie powiedziałem
Czy nie tak? Poszło i dotrze jeszcze nie raz
Słuchaj zamiast bezmyślnie japę otwierać…”
Mój Sponsor przekazał mi pewną tajemną sztukę szlachetną w swojej prostocie: „trzeba czasem wyjąć watę z uszu i włożyć sobie do ust”.
Dodaj komentarz