Brzmi poważnie, jak jakiś oddział antyterrorystyczny bądź skrót nazwy jakiegoś ugrupowania. Można powiedzieć, że jest to pewien rodzaj sygnałów do wdrożenia procedur i stosowania w codziennym życiu, bo uzależniony potrafi być terrorystą, zwłaszcza dla samego siebie. Program HALT – można o nim usłyszeć bardzo często na różnych terapiach, bądź też na mitingach. Zwłaszcza, że w początkowym okresie zdrowienia jest bardzo istotny, praktyczny i pomocny to również przydaje się osobom z wieloletnim okresem czystości. A więc Program HALT to akronim od angielskich słów: Hungry (głodny), Angry (zły), Lonley (samotny) i Tired (zmęczony). Gdyby jednak przyjrzeć się słówku halt to tłumacząc z niemieckiego otrzymujemy przysłówek – „zatrzymać”, a z angielskiego oznacza „postój”. Idąc tym tropem możemy traktować halt jako akronim, oraz działanie. Chodzi właśnie o to by nie doprowadzić się, dopuścić się do bycia w ciągu dnia jako osoba uzależniona głodnym, złym, samotnym oraz zmęczonym. A jeśli już tak się stanie to, żeby być świadomym tego faktu, że któryś z tych punktów programu się u nas dzieję. No właśnie, ale dlaczego? Postaram się opisać to w ten sposób jak to wyglądało i dalej wygląda u mnie.
Starać się nie być głodnym (hungry) – chodzi tutaj o bardzo istotny aspekt choroby uzależnienia – czyli głody. Czy to fizyczne, czy psychiczne chodzi wyłącznie o rozładowanie i uzyskanie poczucia ulgi poprzez zażycie substancji. Często w parze występuje obsesja zażywania, ale przyjrzyjmy się silnej potrzebie sięgnięcia po substancje. Z głodami możemy powiązać też często wyzwalacze (ang. triggery), tj. miejsca, osoby, przedmioty, substancje. Przykładowo na początku swojej drogi życia w czystości moja głowa angażowała wszystkie zmysły i funkcjonowała jak radar na wyzwalacze. „Wszyscy dookoła piją, ćpają.” W powietrzu unosił się zapach wódki, marihuany itp. Bardzo często zaniedbywałem swoje potrzeby dostarczania substancji odżywczych w postaci pokarmu bądź napojów chociażby w postaci wody. W moim menu była amfetamina bądź inne stymulanty, które zatrzymywały pragnienie i miałem brak apetytu. Piwo też było zapychaczem i traktowałem to jako źródło witamin i kalorii. Paradoks jest taki, że z czasem mój próg tolerancji wzrósł na tyle, że żeby w ogóle coś zjeść to musiałem wciągnąć kreskę, a próg standardowej dawki alkoholu przekraczałem od początków mojego picia tj. ponad jedno piwo dziennie na przestrzeni pięciu dni tygodnia. No tak, ale jakby nie o szczegółach tylko o faktach. Ośrodek pragnienia, łaknienia, który odczuwamy w momencie, którym jesteśmy głodni jest często bliźniaczy do tego, kiedy odczuwamy pragnienie zażycia bądź napicia się. Dlatego tak istotne jest mieć przy sobie wodę, sok, zwłaszcza w upalne dni, starać się jeść regularnie posiłki oczywiście z umiarem, bo kompulsywność w jedzeniu też można odchorować. Patrząc na ten punkt programu u mnie zagrożeniowym było to, że ja substancjami starałem się wyłączyć (oszukać) mój sygnał, który pochodził z pustego żołądka do mojego mózgu, że jestem zwyczajnie nieodżywiony i potrzebuję jeść. W czasie czynnego uzależnienia bardzo zaniedbałem się w przestrzeni diety, dlatego tak ważne jest to by w ramach zadośćuczynienia sobie abym dbał o to co jem i nie pozwalał sobie na bycie cały czas głodnym. Często z głodu łatwo popaść w złość. Na ulicach całej Europy ludzie mówią, że „Polak głodny to zły..” wiem, że uzależniony na głodzie bywa nieźle wkurwiony.
Starać się nie być rozgniewanym/złym (angry) – myślę, że to jest klucz programu bynajmniej z mojego doświadczenia, że osobiście byłem mistrzem przygotowywania się do bycia złym i gniewnym. Wynajdywanie powodów by okazać to jak świat jest niesprawiedliwy. Szeroki wachlarz repertuaru mojego chorego egocentryzmu do ciskania piorunami o to, że nie jest po mojej myśli. Ludzie nie zachowują się tak jak ja tego oczekuję, często moje plany biorą w łeb. Wchodzenie w tryb huraganu i eskalacji silnych emocji, które koiłem w najprostszy mi znany sposób – substancjami. Czyli tak naprawdę nakręcanie się, żeby później to stłumić w sobie i połykać bomby emocjonalne tłumiąc je w sobie. Złość jest emocją – emocje są ok i wszystkie są potrzebne. Złość często jest odpowiedzią na coś, gdy się nie zgadzam w moim egocentrycznym mniemaniu. Mało tego złość osoby uzależnionej to taka w której ja nikogo nie słucham i bardzo często zdarzało się dyskutować mi z faktami okazując brak pokory i brak akceptacji, że ktoś może mieć inaczej. Nie regulowana w zdrowy sposób złość staje się toksyczną furtką do zażywania i odizolowania się od reszty świata i społeczeństwa. Niezaopiekowanie złości doprowadza do tego, że takie osoby stają się często aspołeczne, wykluczone i osamotnione.
Starać się nie być samotnym (lonley) -cytując Desideratę to „wiele obaw rodzi się ze znużenia i samotności”. W moim przypadku choroba uzależnienia jest moim światem alternatywnym, takim wyjątkowo moim, do którego uciekam, bo nie zauważam miłości, piękna, dobra w codziennym życiu. Taka decyzja o byciu samotnym w moim życiu kojarzy mi się z ostatnią fazą mojego czynnego uzależnienia, w której ćpałem w samotności uciekając od wszystkich i wszystkiego. Tutaj przedstawię myśl towarzyszącą mojemu przebudzeniu duchowemu, dzięki któremu odkryłem, że to moja decyzja czy to jest samotność, czy to jest wolność. Kluczem jest relacja z samym sobą, umiejętność spędzania czasu w swoim towarzystwie i umiejętność cieszenia się tym. Zrozumiałem, że szczęście pochodzi ode mnie nie z zewnątrz i nie jest uwarunkowane od drugiego człowieka, kolejnej rzeczy, którą kupię. Doświadczyłem w życiu tego poczucia, gdy byłem samotnym w tłumie ludzi i odwrotnie, czyli doświadczyłem też poczucia bycia wolnym w towarzystwie mojej Siły Wyższej. Posiłkując się literaturą NA wciąż przypominam, że uzależniony w swoim towarzystwie, to uzależniony w najgorszym towarzystwie. Rozwiązaniem dla mnie jest Program Dwunastu Kroków, w którym nie raz stałem nagi (w prawdzie) przed drugim człowiekiem, ale przede wszystkim przed samym sobą i potrafiłem się zaakceptować i mocno przytulić by móc stać się wartościowym człowiekiem. Choć też mimo szczerych intencji i próby utrzymania relacji na siłę zdarza mi się jeszcze krzywdzić ludzi moją nadgorliwością, stawianiem drugiego człowieka ponad siebie samego i w efekcie wychodzi to na zachowanie obsesyjne i krępujące dla drugiej osoby. Relacje też potrafią doprowadzić do zmęczenia.
Starać się nie być zmęczonym (tired) – w moim przypadku doprowadzanie się do ciągłego przemęczenia skutkowało myśleniem o tym by się stymulować substancjami pobudzającymi. Zaniedbywałem sen, który jest najważniejszym i najprostszym sposobem do zregenerowania moich zasobów życiowych, czyli siły witalnej. Przemęczenie skraca życie i to jest fakt. Nie jestem masochistą i nie dążę do samozagłady. Umiejętność odpoczywania jest perełką w czasach, w których nagrody są tylko za wysiłek. Ważnym punktem dla mnie jest być blisko swoich emocji i obserwować swoje ciało, które jest ich drogowskazem. Stres, napięcie, głód, wykluczenie, frustracja z tych wszystkich tutaj wypisanych kwestii można stracić chęć do życia, a to jest bardzo niebezpieczne, bo pomijamy wtedy powrót do zażywania, a pojawiają się od razu myśli samobójcze. Tak więc warto poznawać siebie, wyznaczać punkty, które naniesiemy na indywidualny Program HALT i starać się być uważnym. Nie mamy wpływu na naszą chorobę uzależnienia – mamy wpływ wyłącznie na nasze zdrowienie.
Obecnie czytam: HALT zapiski z domu trzeźwienia – Jakub Zając.
Dodaj komentarz