„Gdy emocje już opadną..

..jak po wielkiej bitwie kurz..” śpiewał Perfect w utworze Niepokonani. Tą piosenkę podsunęła mi moja głowa na początku tego „nowego” roku. Wiecie – na rozum doskonale wiem, że dzień Sylwestra jest dniem jak każdy inny, ale w trzewiach osoby uzależnionej siedzi coś i się wierci. W naszej kulturze to swędzenie duszy nazywa się robakiem. Robaka każdy zna od dziecka i nie mówię tutaj o postaci z Pana Tadeusza Adama Mickiewicza i postaci księdza Robaka, który nie wylewał za kołnierz. I choć ten związek frazeologiczny – zalewać robaka, wywodzi się faktycznie od tego, że w dawnych czasach człowieka gryzły wszelkie pchły, wszy, pluskwy całą dobę a najbardziej upodobały sobie noce spędzając ludziom sen z powiek to wybawieniem był wrzątek, którego działaniem jedynym z wielu była dezynfekcja. Tak więc traktowano te wszystkie robaki i inne glisty wrzątkiem, żeby tępić. Wrzątek, czyli ogień i woda, dwa żywioły zamknięte w jednym. Z czasem ognistą wodą zaczęto nazywać alkohol, który „tępił” tego wewnętrznego robaka duszy i jak doskonale wiemy, alkohol też jest środkiem dezynfekującym.

Pamiętacie, że rok temu w Sylwestra była godzina policyjna? To się wydaje mi taką abstrakcją teraz, ale myślę, że gdybym nie był czysty to raczej nie zwracałbym uwagi na takie szczegóły. Faktem jest, że ten kolejny huczny dzień byłem czysty. Zazdroszczę tym wszystkim osobom, które spokojnie mogą przespać i nie angażować się zbytnio emocjonalnie w czas trwania tego „święta”. Dla mnie to ostatni dzień przebywania na poligonie, który rozpoczyna się manewrami w Wigilię. Siedzi we mnie – człowieku uzależnionym ten robak, którego mogę zdefiniować, że jest swoistą pustką – czarną dziurą, którą potrzebuję kimś/czymś/jakoś zalepić. Trafnie dla mnie określiła to moja przyjaciółka Natalia, która powiedziała, że ten moment w których chcę zapełnić pustkę jest momentem chorobowym. Jest to silna potrzeba ucieczki przed własnymi emocjami, myślami oraz swoistą relacją z samym sobą. Wdzięczny jestem za narzędzia, które mam – miting, telefon do zdrowiejącego uzależnionego, czujność tego co przeżywam i co odgrywa się w moim życiu. Świadomość tego, że choroba uzależnienia to nie tylko nadużywanie substancji psychoaktywnych – to jest tylko wysypką na skórze, a źródło siedzi głęboko we mnie to ten robak. W czynnym uzależnieniu uwielbiałem ten stan homo mythicus – czyli poszukiwanie baśniowości w życiu, tego romantyzmu, który sprawiał, że wychodząc na ulicę wpadałem w tłum ludzi i porywał mnie ich prąd. Takie poczucie duchowości, wszak nie bez kozery spirytus oznacza ducha, tchnienie. Czyli bycie napitym definiowałem jako bycie natchnionym. Tylko, że te wszystkie substancje, które przyjmowałem sprawiały, że robak cały czas drylował moje trzewia i moją duszę, żeby się zaszyć jak najgłębiej tylko. Bardzo bliskie jest to co opisuję do tego, że choroba jest tak silna jak silne są tajemnice. Mówię tutaj o mroku, który następuje na człowieka na jego własne życzenie. Jak to filozoficznie można określić, że człowiek spróbował owocu z Drzewa Poznania, a później całe życie próbuje w każdy możliwy sposób o tym zapomnieć. Dla mnie bezsilność to ucieczka przed życiem i przed śmiercią, ucieczka przed odpowiedzialnością i lęk przed lękiem. Różne sytuacje, w których stawia mnie los różnie działają na moje sfery: fizyczną, emocjonalną, umysłową i duchową. Pierwszy Krok szeroko jest poświęcony tym sferą i identyfikacją tego co nas otacza. W jaki sposób reaguje ciało? Przydatne jest tutaj narzędzie w postaci Programu H.A.L.T., które warto wykorzystywać jako mapę bądź jako legendę do niej. Czasem są sytuacje, w których znajdujemy się będąc czyści – a przez wiele lat w tych sytuacjach braliśmy udział wyłącznie pod wpływem substancji zmieniających świadomość, ciało, umysł, emocje i dusza to pamiętają bardzo dobrze, to jak bardzo silny wir, który próbuje nas wciągnąć – to choroba zaczyna szukać identyfikacji i wprawia nas w poczucie dyskomfortu, napięcia i poczucia, że czujemy się nie swojo. No właśnie! To się nazywa terapia szokowa, gdzie miejsce bądź zdarzenie jest silnym wyzwalaczem (triggerem), a chora głowa próbuje nas przeciągnąć na swoją stronę. Dlatego tak często wiele osób w tak krótkim czasie wraca do zażywania. Jeden z najbardziej ekstremalnych i najintensywniejszych nawrotów, które wiele osób lubi spłycić do nazwy wpadki. Dla mnie wpadką to byłoby gdybym się potknął i wpadł nosem w przypadkowo leżącą zaspę narkotyków. Nie mogę nazwać wpadką, bo to brzmi jakby nie zależało to totalnie ode mnie. Sytuacja jest prosta, choć skomplikowana. Akcja dzieję się naprawdę wartko i po prostu osoba uzależniona nie nadąża za tym co się dzieję. A jeśli osoba traci czujność to zaczyna wykonywać niepotrzebne ruchy, które są jak ruchome piaski. Nim się obejrzy już jest po złamaniu abstynencji. Choroba bardzo lubi wyłączać nam myślenie nawet po kilku latach życia w czystości. Bezrefleksyjność, bezmyślność, beznadzieja, bezsens, bezsilność. Siła osoby uzależnionej to decyzje i wybory, których dokonuje tu i teraz. Bardzo często sytuacje nie występują pojedynczo, a ułożone są w splot wydarzeń jak kostki domino, kiedy przewróci się pierwsza kostka to pociąga za sobą pozostałe i upada kolos na glinianych nogach. Emocje nie zbijają jeszcze raz podkreślam, są nam dane po coś. Po co? Po to żeby z nich korzystać i czytać te znaki, które nam przynoszą, ale o tym może zrobię osobny wpis.

Krótko podsumowując są w życiu osoby uzależnionej takie sytuacje i zdarzenia, które mogą wydawać się oczywiste, ale są po prostu napiętnowane ogromnym ładunkiem emocjonalnym z przeszłości. Spoglądając w tył na te wszystkie spędzone Sylwestry, które były pod wpływem, które były tak akceptowane społecznie, tak bardzo napompowane, żeby je obchodzić hucznie. Z drugiej strony te wszystkie sytuacje, które zawierają w sobie ogromny bagaż wstydu, rozczarowań, żalu, niespełnionych oczekiwań, ambicji, nostalgii, lat młodości – ten brak zgody na to żeby to puścić i zaakceptować, że ten czas minął bezpowrotnie i nie będzie już fazy towarzyskiej i kulturalnej zabawy. To siedzi w nas jak szósty zmysł, a paradoksem jest to, że ten utwór też dla kogoś może być ogromnym wyzwalaczem. To określenie samo w sobie wyzwala w nas coś co głęboko w nas siedzi i nie do końca chcemy to pokazać światu i ludziom, którzy nas otaczają. Każdy ma swojego robaka, swoją czarną dziurę, swoją pustkę, którą stara się wypełnić na różny sposób. To wszystko jest krzywym zwierciadłem i ucieczką od prawdy, która nas wyzwala, a wszystkie wyzwalacze można potraktować również jako zjawisko, w którym przeżywamy te emocje, które kiedyś zostały utopione w morzu substancji. Okres sprzyja snom narkotykowym, wzmożonym głodom, poczuciu napięcia oraz suchym kacom. Zaleca się wzmożoną aktywność w zdrowieniu, która zaprocentuje ogromnymi wzrostami duchowymi. Życzę Wam żebyście byli szczęśliwi w taki sposób w jaki sami definiujecie swoje szczęście!

Obecnie czytam: Krótka wycieczka na tamten świat – Juliusz Strachota.

Jedna odpowiedź do „„Gdy emocje już opadną..”

  1. […] małe podsumowanie tego co tutaj się wydarzyło na blogu we wpisach: Święta od zdrowienia? oraz „Gdy emocje już opadną.. i przepełnia mnie ogromna radość, że od tamtego czasu udało nam się wspólnie zamieścić […]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *