Samotność czy wolność?

Paradoks, który towarzyszy mi życiu, odkąd pamiętam i jest zarówno jednym z głównych powodów, dla których sięgnąłem po narkotyki. U źródeł mojej egzystencji jest lęk i miłość – dwie Siły – Niższa i Wyższa. Pierwsza jak wiadomo ściąga mnie w otchłań, o której wspominał Nietzsche, gdy dłużej w nią patrzę. A druga to ta siła witalności, która napędza mnie do granic możliwości i sprawia, że nie ma rzeczy tak naprawdę niemożliwych. To prawda, że granice są w mojej głowie. To stwierdzenie również często pojawia się w rozmowach z osadzonymi w zakładach karnych, którzy przytakują, że najtrudniejsze do przekroczenia granice są w naszych głowach. W mojej głowie również urzęduję ta wspomniana już destrukcyjna Siła Niższa, poprzez którą to samemu sobie staram się rzucać kłody pod nogi, ba! Staram się podstawiać sobie samemu nogę. Siła Wyższa mieszka w moim sercu i pojawia się wraz z uczuciami, które traktuję jako wewnętrzny kompas. Dużo ostatnio się dzieję w moim życiu, a może zamiast tego, że się dzieję to po prostu w dużo projektów się angażuję, a zwłaszcza w jeden główny – życie. Na dzień dzisiejszy mam ogromną ochotę brać udział we własnym życiu, bo jest ono tego warte. Równowaga jest duchowa, a w niej zawarty jest pakt między umysłem, a sercem. Z anatomii wiemy, że serce jest mięśniem, a neurolodzy metaforycznie podkreślają, że umysł również jest mięśniem, bo należy go ćwiczyć. Ciekawostką jest, że umysł ludzki świetnie by sobie radził bardzo długo, tylko za słabe mamy podzespoły w naszych organizmach i przez nie wykorkowywujemy. Na myśl mi również przychodzi reklama pewnej sieci komórkowej, gdzie główną rolę odgrywały rozum i serce. Myślę, że spór sfery umysłowej i emocjonalnej o dominację nad człowiekiem toczy się, odkąd człowieka możemy nazwać myślącym.

Temat jest długi i szeroki jak rzeka, a stary jak świat. To co ma dla mnie największą wartość terapeutyczną we Wspólnocie jest to, że dzielimy się własnym doświadczeniem. Może komuś pomoże moje doświadczenie, które opiera się na tym, że im więcej myślę – tym bardziej sobie komplikuję życie. Takie wiecie pieczołowite myślenie o sobie, próba przewidywania ruchów, kontrola. W skrócie obsesja na własnym punkcie bądź chore myślenie. Takie wejście w teatr życia, bez brania odpowiedzialności za to, że to ja jestem jego autorem. Oczywiście nie zapominam o pokorze i tego, że nie kieruję swoim życiem. Jednak uważam, że życie składa się z wyborów, decyzji, nadziei, zwątpienia oraz patrzenia na wiele zjawisk z wielu różnych perspektyw, również dzięki drugiemu człowiekowi. Nieraz najprostsze stwierdzenia okazują się najbardziej trafne. Takie strzały prosto z serca. Z nutą miłości, troski, ale zarazem chropowatości, bez owijania w bawełnę. Czyli coś co kiedyś traktowałem wyłącznie jako atak, osobistą zniewagę. Dziś wiem, że bliscy raczej nie chcą torpedować mnie, ale czasem zwyczajnie nie mają wyjścia, gdy górę bierze moja chora głowa. Podczas, gdy nie zdrowieję to faktem jest, że swoje macki rozciąga choroba. Nie chciałbym dłużej tutaj rozwodzić w postaci dywagacji więc posłużę się przykładami. Życie to wybory i dziś wiem, że również wyborem jest to coś nazywam samotnością czy wolnością. Dlatego, że jako osoba uzależniona wciąż staram się gonić króliczka i uzależniać swoje szczęście od drugiej osoby, która nigdy nie będzie prawdziwym szczęściem dla mnie, dopóki sam ze sobą nie będę szczęśliwy. To są tak naprawdę proste rzeczy, nad którymi spędziłem bardzo wiele nieprzespanych nocy. Albo myślenie co kto o mnie myśli, bądź że ktoś mnie odrzuci, nie zaakceptuje mnie takiego jakim jestem. A jaki jestem? U mnie ta odpowiedź, bądź odpowiedzi raczej przyszły w realizacji Programu Dwunastu Kroków. Przyniosły mi wolność osobistą od chorego myślenia na własnym punkcie i lęku związanego z każdym oddechem życia. Zaakceptowałem fakt, że świat nie kręci się wokół mnie, a nawet bardzo dużo ludzi nie zdaje sobie sprawy z mojego istnienia. Nie oznacza to, że ja mam nie zdawać sobie również sprawy z tego, że żyję – tak jak to miało miejsce w moim czynnym uzależnieniu. Przykład relacji myślę, że jest wyjątkowo dobry w rozmowach na temat zdrowienia. Ludzie w moim życiu kiedyś byli jak przedmioty. Obrazowo mogę to opisać, że mój świat był załóżmy moim pokojem. Ludzie to były szpargały. Ile jest takich rzeczy, które właśnie teraz potrzebuję sobie kupić jak np. konsolę do gier, bo zobaczyłem jakąś zajawkę i sobie myślę, że bym teraz w tą grę zarywał wieczory i w ogóle byłoby super. Od obsesji na punkcie gry, idzie za tym, że ja chciałbym w nią pograć na najlepszym sprzęcie, więc dobrze byłoby wymienić telewizor, którego i tak nie oglądam od wielu lat. Do tego jeszcze jakieś słuchawki i inne bajery, a może nawet kanapę. Tak działa – domino uzależnienia. Często jest tak, że umysł zakłada maskę serca. Jest piękna przypowieść o kłamstwie:

„Pewnego dnia na swojej drodze stanęły prawda i kłamstwo.
– Dzień dobry – powiedziało kłamstwo.
– Dzień dobry – odpowiedziała prawda.
– Piękny dzień – powiedziało kłamstwo.
Wtedy prawda wychyliła się, by sprawdzić, czy to prawda. Była.
– Piękny dzień – powiedziała wtedy prawda.
– Jeszcze piękniejsze jest jezioro – powiedziało kłamstwo.
Wtedy prawda spojrzała w stronę jeziora i zobaczyła, że kłamstwo mówi prawdę i kiwnęła głową. Kłamstwo podbiegło do wody i powiedziało:
– Woda jest jeszcze piękniejsza. Popływamy?
Prawda dotknęła wody palcami, a ona naprawdę była piękna i polegała na kłamstwie. Obie zdjęły ubrania i płynęły spokojnie. Chwilę później wyszło kłamstwo, ubrało się w szaty prawdy i odeszło.
Prawda, niezdolna do przebrania się w kłamstwo, zaczęła chodzić bez ubrań i ten widok wszystkich przerażał.
I tak do dnia dzisiejszego ludzie wolą, pięknie ubrane kłamstwo niż nagą prawdę. „

Autor nieznany.

Bardzo do mnie trafiła ta przypowieść, gdy się na nią natknąłem. Ogólnie zauważyłem, że w życiu bardzo lubię sobie obrazować wiele sytuacji, które mnie spotykają. Przykład nałogowych myśli – chomik w kołowrotku. Drugi człowiek często jako lustro, choroba uzależnienia jako otchłań. Dziś uważam, że sensem mojego życia jest szeroko pojęte dobro. Nie mogę powiedzieć, że jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Mogę odważyć się o napisanie, że jestem zadowolony z mojego życia. Pogodzony z przeszłością, uważny w teraźniejszości i z nadzieją patrzący na jutro. Teraz wracając z tej mojej dygresji na tory traktowania ludzi jako przedmiotu na wyżej wspomnianym przykładzie chciejstw i obsesji uzależniana poczucia szczęścia od rzeczy nabytych. Wiele takich rzeczy mam w pokoju, potykam się o te rzeczy, oddaje je innym bądź upycham po kątach. Tak też było z ludźmi w moim życiu. Wszyscy byli mi potrzebni na chwilę, do czegoś, po coś, wyciśnięci jak cytryny. Bardzo ważne jest dzisiaj dla mnie nie zaniedbywać relacji. Bardzo trafiło do mnie stwierdzenie, że przyjaciele to rodzina, którą wybieramy sobie sami. Dziś wiem, że mam przyjaciół z krwi i kości, ale ważne jest dla mnie to żebym nie ztorpedował ich miłości tym, że ja sobie sam lepiej poradzę w życiu. Krok Drugi pokazał mi, że w swoim życiu wykorzystałem już wszystkie możliwe patenty by sobie poradzić, pomóc czy udawać, że jest świetnie. Najgorsze mechanizmy choroby to dążenie do samoporzucenia i odtrącenia rąk, które zawsze są gotowe mi pomóc. Po prostu, ludzie, którzy są przy mnie to kształtują mnie, ale nie mogę uzależniać się od nich. Razem tworzymy coś pięknego w postaci jedności, gdzie każdy ma swój autorski udział w większej całości.

Tak mnie natchnęło ubrać w słowa ten temat relacji i samotności. Jedną z literek HALTu jest właśnie samotność. To jest arcyważne mieć świadomość tego, że łatwo mi wejść w myślenie o tym, że ktoś nie zwraca na mnie uwagi niż docenić tych ludzi, którzy są na dobre i na złe. Wspólnota zabrała mi komfort bycia samotnym z wyboru. Jako człowiek jestem tylko półczłowiekiem, potrzebuję drugiego człowieka by doświadczać świata w pełni. Oczywiście to moje osobiste zdanie, doświadczenie na podstawie moich uwarunkowań i poglądów. Mogę powiedzieć, że raźniej mi w życiu z myślą, że mam kogoś, a jest ich wielu. Zdrowienie oznacza dla mnie budowanie mostów, choroba natomiast to budowanie murów.

Sześć króciutkich opowiadań z głębokim przesłaniem.

1. Kiedyś wszyscy mieszkańcy wsi postanowili pomodlić się o deszcz. W dniu modlitwy wszyscy się zebrali, ale tylko jeden chłopiec przyszedł z parasolem. To jest wiara.
2. Gdy podrzucasz dzieci do góry, one się śmieją, bo wiedzą, że je złapiesz. To jest zaufanie.
3. Co wieczór kładziemy się spać bez żadnej pewności, że rano obudzimy się żywi, ale mimo to nastawiamy budziki. To jest nadzieja.
4. Mamy wielkie plany na jutro choć nic nie wiemy o przyszłości. To jest pewność.
5. Widzimy, jak świat cierpi, a mimo to żenimy się i mamy dzieci. To jest miłość.
6. Na koszulce starszej kobiety było napisane „Mam 80 lat; jestem słodką szesnastką z 64-letnim doświadczeniem.” To jest właściwe podejście.

Działam, dokonuję wyborów, efekty powierzam. Życie nauczyło mnie, że coś co może wydawać się dla mnie trudną i bolesną lekcją – potrafi paradoksalnie być najbardziej owocnym doświadczeniem w życiu z perspektywy czasu. Tak chociażby dziś patrzę na to, że jestem osobą uzależnioną. Mięsień, gdy rośnie też boli, rana zdezynfekowana również boli, ciało po tatuaży, gdy się goi również swędzi tak jak pod gipsem. Największe wzrosty w życiu zapewniły mi te najtrudniejsze doświadczenia, które mnie nie zabiły. Emocje nikogo nie zabiły – narkotyki niestety tak.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *