Droga do samopoznania

„Poprzez modlitwę i medytację dążyliśmy do umocnienia świadomego kontaktu z Bogiem jakkolwiek Go pojmujemy”

Zawsze wiedziałem, że Bóg, jakkolwiek, go każdy z Nas rozumie, istnieje. Jako, że zostałem wychowany w wierze chrześcijańskiej takie też znałem modlitwy. Odmawiałem je, zawsze jak było u mnie w życiu w miarę stabilnie. Natomiast doświadczenie moje pokazało, że wtedy gdy przestawałem się modlić moje uzależnienie się rozwijało i postępowało. Nigdy nie winiłem Go za to, że mam ciężko w życiu i nigdy nie podważałem Jego istnienia. Natomiast traciłem z Nim kontakt. Modlitwy, które tłukłem jak regułkę traciły dla mnie sens. Dopiero gdy wszedłem na drogę duchową, dzięki medytacji, doświadczyłem Go w czystej postaci. Każda medytacja otwiera we mnie wrota do bezgranicznej Miłości w czystej postaci. Nic nie muszę mówić, sama subtelna myśl mantry staje się wibracją, która pobudza nieznany mi wcześniej obszar, w którym jednoczę się z Kosmicznym Umysłem. Będąc w Polu czystej Świadomości jestem tam zupełnie sam na sam z czystym Bytem.

“Powiadam wam, trzeba mieć chaos w sobie, by zrodzić gwiazdę tańczącą.” Friedrich Nietzsche

Patrząc na to jak wygląda moje życie, domyślam się co autor tych słów chciał przekazać. W tym tekście chcę przybliżyć swoją drogę ku samopoznaniu i odkryciu Miłości w sobie samym. Swoją podróż ku poznaniu, zupełnie nieświadomie, obrałem wybierając drogę na skróty. Nie czułem lęku. Czy był to błąd? Nigdy w ten sposób nie myślałem. Natomiast widzę w tym pierwszy akt komediodramatu, w którym to ja jestem głównym aktorem o nazwie “Per aspera ad astra”.

Tak czy inaczej, mimo młodego wieku, podjąłem decyzję. Wybrałem drogę, która finalnie okazała się ogromnym cierpieniem. Ból wrzynających się kajdan uzależnienia nasilał bezradność. Jednak umysł mimo, że był więziony, to nigdy wolność nie została mu zabrana. Dopóty jestem świadomy, dopóki jestem wolny. Zachowywałem swobodę myślenia. Co z tego, jak myśli były niewolnikiem, który był na łańcuchu. Miałem zdolność do refleksji. Potrafiłem wyjść z ciała i patrzeć na siebie z perspektywy trzeciej osoby. Widziałem siebie na szczycie jako roztańczoną gwiazdę. Co z tego, jak była to czysta iluzja, która musiała w końcu prysnąć. Było to nieuniknione. Świadomość wyroku śmierci dobiła mnie dokumentnie. Zrezygnowałem z dalszej walki. Opuściłem nadzieję. Ja umarłem. Ale nie nadzieja, bo to ona umiera ostatnia.

-Czy ja żyję?
-Tak, żyjesz…

Był to dla mnie ogromny ból, który dotknął mnie aż do łez. Czy dziecko, które wita ten świat płaczem, czuje ten sam ból? Jeżeli tak, bo wie, że tam jest lepiej? Nie powiem, bo nie pamiętam. To doświadczenie pokazało mi, że Bóg, jakkolwiek go rozumiem, cierpliwie słuchał moich próśb i wtedy kiedy było trzeba, dał mi moją upragnioną siłę. Moja wola życia nabrała mocy, a nadzieja otworzyła mi szeroko oczy. Patrząc teraz w lustro, oczy mam te same, ale spojrzenie już inne.

Nauczyłem się patrzeć w głąb siebie, tam gdzie jest moje ‘wewnętrzne dziecko”. Dostrzegam w nim wszystko to, czego nikt nie dostrzegał we mnie. Rozmawiam ze sobą tak jakbym chciał żeby ze mną rozmawiano. Zawsze chciałem żyć po swojemu, tak jak to sobie wyobrażałem. Na swoich własnych zasadach, a jedną z nich jest, by szanować drugiego człowieka, tak jak sam chciałbym być traktowany. Wiem, że teraz to co widzę to oaza, a nie fatamorgana. Musiałem stworzyć swój wewnętrzny świat, by mieć realny wpływ na ten ogólnodostępny.

Nie czułem się już bezradny. Motywacja ukierunkowana na działanie i rozwój była dla mnie od dawna wyczekiwanym wytchnieniem. Miałem poczucie sprawczości, które przerodziło się w pychę bycia niezniszczalnym. Nic bardziej mylnego. Myślę, że każdy z nas ma taką słabość, której siła może powalić na kolana. Padłem na nie. Nie błagałem o litość, to cecha słabości. Nie miałem siły już walczyć, ale miałem jej wystarczająco, by uznać bezsilność wobec swoich demonów. Pokora mnie uratowała. „Boże broń mnie przed sobą samym – maszże tyle potęgi”. Wiedziałem, że słyszy, ale zapragnąłem powiedzieć mu to osobiście. Wszedłem na drogę samopoznania i urzeczywistnienia Boga w sobie samym.

Kluczem, który tak na dobrą sprawę zamknął za mną drzwi przeszłości była prawda. Stanąłem w prawdzie z samym sobą, bez żadnych tłumaczeń i wymówek. Z faktami się nie dyskutuje, a opinia zmienną jest. Co się okazało, ten klucz również otwiera wszystkie inne drzwi, które chcę otworzyć. Dzięki prawdzie wiem, że idę tą właściwą drogą.

Mój umysł jest zdolny do przekształcania rzeczywistości, tak by osiągnąć to czego w danym momencie potrzebuje. Wiedziałem, że potrafi naginać rzeczywistość, by dostać wszystko czego pragnę w trybie natychmiastowym. Szybka gratyfikacja w postaci szczęścia, które ulatniało się tak szybko jak się pojawiało. Hedonizm w czystej postaci. Wybierając duchowa ścieżkę ku samopoznaniu i urzeczywistnieniu Miłości w sobie samym, zrozumiałem, że szczęście to efekt uboczny, a nie cel sam w sobie. Odnalazłem szczęście wykonując proste ruchy. Powtarzane codziennie stały się procesem, który obejmuje rozwój ciała, umysłu i ducha. Prostota, dyscyplina, pragmatyzm. Życie to nieustający proces, który się nieskończenie tworzy, ewoluuje i umiera. Zaufałem procesowi, a proces zajął się całą resztą. Proces stał się moją mapą, kompasem natomiast wartości. Pokora względem prozy codzienności. Odwaga, by podejmować walkę z oporem. Samokontrola przejawiająca się przez dyscyplinę. Nauka w poszerzaniu i wdrażaniu wiedzy. Ciekawość, by odkrywać sens życia. Czy transcendencja, dzięki której doświadczam Kosmicznego Umysłu One pomagają mi utrzymać właściwy kierunek marszu. Droga jest ważna, nie cel. W drodze do samopoznania towarzyszy mi codzienna praktyka medytacyjna. Dzięki niej doświadczam Bytu, który jest cząstką każdej materii. Sprawia, że podłączam się pod właściwy sygnał, gdzie szum nie zakłóca odbioru. Przez 20 minut jestem w Polu Świadomości Kosmicznego Umysłu. Wysyłając wibracje mantry odbieram fale nieograniczonej Miłości. Jeżeli Bóg jest Miłością to ja staję się Nią. Ścieżką duchową doszedłem do Absolutnej Pustki. Paradoksem jest to, że nie ma tam nic a jest wszystko. Nie było mnie, a istniałem. Idea, która stała się płynną kosmiczną masą, która krystalizuje się w świadomość rzeczywistości. “To co wewnątrz, dzieje się na zewnątrz” i świat, który stworzyłem w sobie pojawia się za sprawą magii słowa “sprezzatura”. Przed oczami wtedy pojawia się wewnętrzny portret nonszalancji, który odwraca się i z pełnym gracji, tanecznym krokiem zmierza ku gwiazdom…

“Życie jest zbyt krótkie, by nie mieć o sobie przesadnie dobrego zdania.” Gene Simmons

Piotr, zdrowiejący uzależniony. 🍀

Jedna odpowiedź do „Droga do samopoznania”

  1. […] każdemu z Was: Kasia, Michał, Marta, Romek, Bartosz, Lech, Wiktoria, Katarzyna, Łukasz, Piotr, Krzysztof, Gaba, Hania, Kuba, Dawid, Asia, Marcin, Michał, Kasia i wierzę, że nikogo nie […]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *