A w zasadzie przynajmniej dwa.
I to właśnie ten chaos zmęczył mnie tak bardzo, że postanowiłam to zmienić. Oczywiście przekonana, że pozbędę się chaosu, który pochodzi od uzależnionego to odzyskam spokój i życie. Mimo, że nie byłam typowym przykładem współuzależnienia, bo umiałam zadbać o siebie, o swój rozwój intelektualny czy potrzeby – jakkolwiek je pojmowałam, byłam ogromnie zmęczona. Bezradna i ciągle przestymulowana. Jakże wielkie było zdziwienie, kiedy w końcu jednocześnie z terapią uzależnionego zostałam przez niego poproszona dla naszego dobra, o moją własną terapię, że ten kij ma dwa końce.
Moje wyobrażenie o sobie samej z wtedy budzi wciąż rozkoszny i czuły uśmiech w sercu. Bo w zasadzie jak można zalecić terapię komuś kto doskonale żyje? Jest idealny i osiąga więcej niż inni. Robi to czego inni się boją i nad wszystkim, dosłownie wszystkim ma doskonałe wyniki w kierownictwie. Wszystkimi i wszystkim w koło. Czego się nie chwyci to zawsze zrobi na 100% albo i więcej. Nigdy się nie poddaje. Ach, gdyby tylko cały świat potrafił żyć tak doskonale jak ja. Chodzące dobro. I ok, dziś też wiem, że jestem dobrem i cudem, ale mam świadomość, że jak każdy mam też drugie oblicze. Akceptuję to i przytulam. Bo oto właśnie taka jest cena za bycie człowiekiem. A ja wciąż nim jestem i nigdy nie przestałam być.
Później poszło już szybko. Pierwsza pycha upadła.
Pierwsza Wspólnota dla współuzależnionych, na którą odesłał mnie prośbą terapeuta. Program Dwunastu Stopni. Siła Wyższa znowu złamała moją pychę, bo sama nie umiałam upaść. Postawiła przede mną anioła, który swoim byciem zachęcił mnie do zmian. Wtedy pierwszy raz zrozumiałam, że chciałam żyć w spokoju, bez tej całej presji, nie udając nikogo ani nie wypierając prawdziwych emocji. Pierwszy raz pozwoliłam sobie poczuć, że zasługuję na więcej. I sięgnęłam po ten dar.
Tak. Byłam gotowa.
Od tamtego czasu zmiany to jedyna pewna rzecz w moim życiu. Kocham to jaką wolność mi dają. I lekkość na każdym kroku. Kiedy już potrafiłam identyfikować potrzeby mojego serca, zmieniłam wspólnotę i tak trafiłam do Nar-Anon, żeby nadal czerpać dla siebie i jednocześnie dawać innym. Ponownie podjęłam pracę na Programie a mój kolejny anioł w zasadzie nie spełniał moich oczekiwań i uczył mnie zupełnie innego patrzenia na siebie. I zawsze będę Jej wdzięczna, choć na początku miałam do niej więcej uraz niż motywacji do działania. Ale czułam, że to jest bardzo potrzebny mi proces. I nie tylko ten jeden. Powoli uczyłam się, że właśnie tam, gdzie jest trud, tam jest potęga mojego rozwoju bo upadają ograniczenia.
Po drodze były kolejne terapie, lekcje nauki komunikacji z otaczającym mnie światem.
Różne procesy, które pomagają mi zrozumieć i poskładać moją obecność tutaj. Sens i znaczenie. Pozwalają mi być bliżej Siły Wyższej i bliżej siebie samej. Często są to głębokie procesy jak ponowne narodziny. Poznawanie siebie jest dla mnie procesem ułatwiającym zmiany. Poznawanie tych wszystkich procesów, które zadecydowały o tym kim byłam i jaka byłam, pomagają mi stawać tym kim zawsze pragnęłam być. Kiedy zrozumiałam, że robiłam na tamtą chwilę tak jak umiałam, operowałam narzędziami jakie miałam to nie potrzebuję poczucia winy. I z uśmiechem spoglądam na siebie sprzed lat. Robiłam tylko wszystko, żeby przeżyć. I robiłam to tak jak mnie uczono czy przekazano.
Potykam się nadal. Nadal potrafię zachować się po staremu, ale zawsze jestem dalej niż wczoraj. A bliżej siebie. Kiedy spotykam się z nawrotem już dziś nie jestem sama. Moja Siła Wyższa, jest bliżej niż kiedyś, bo jej pozwalam. Ona zawsze wie szybciej i lepiej. Nie zawsze umiem to uznać.
Nar-Anon jest działaniem Siły Wyższej, pola nieskończonej miłości, gdzie mogę zobaczyć siebie z boku, oczyma innego człowieka, gdzie mogę czerpać doświadczenie innych, kiedy sama nie mam pomysłu, powierzam, a często to właśnie tam przychodzą odpowiedzi i rozwiązania.
Ogromnie pomocna jest bliskość NA, gdzie często mogę być świadkiem nowego życia w radości i spełnianiu woli Siły Wyższej co do naszego bycia tutaj. W tym wszystkim jest jeszcze coś ważnego – zrozumienie istoty choroby uzależnienia, której tak łatwo nie przychodzi mi zrozumieć w relacji z bliskimi uzależnionymi. I stamtąd to zrozumienie przynoszę do mojego domu, do relacji i rodziny.
Dzięki uzależnionemu dostałam również nowe życie. Czy on z tego daru korzysta czy nie, nie zależy ode mnie. Mam swoje życie i swoje pęknięcia, które również potrzebują zaopiekowania i nie mogę ich traktować warunkowo przez pryzmat innych. Dzięki Nar-Anon uczę się, że moje szczęście i spełnienie jest moim skarbem i zależy ode mnie. Dziś jestem szczęśliwa na tyle, na ile sobie sama pozwolę, bo jestem duża i to nie leży w gestii innych ludzi.
Nar-Anon to rodzina, której zawsze potrzebowałam. Przyjmują mnie z tym z czym przychodzę. Nie pomagają tkwić mi w roli ofiary a pomagają rozłożyć skrzydła. Akceptują moje wady i pomagają odkryć czy docenić zalety. Tam odkryłam siebie i moją prawdziwą twarz. Prawdziwą istotę mojego bycia.
Dziś wiem, że Nar-Anon przetrwa beze mnie, ja nie przetrwam bez nich.
Katarzyna, zdrowiejąca współuzależniona. 🍀
Dodaj komentarz