Służę z radością

W pojęciu słowa „służba” można szukać takiego wydźwięku, że nami będzie się wysługiwać jakiś wygodnicki i egocentryczny pan. Jesteśmy więźniami pojęć i próby ubrania wszystkich zjawisk, rzeczy i wszelkiego rodzaju zachowania w słowa. Ludzie od wieków próbują zdefiniować Boga pod siebie. Słowo sponsor też można czytać poprzez płaszczyznę zależności. Może lepszym byłoby określenie Sterownik do Programu Dwunastu Kroków. Oprogramowanie służące do stosowania go w codziennym życiu? Granice, flagi, państwa też są umowne, ale czy zmienia to świat, w którym żyjemy – planetę Ziemię? Czyż Wspólnota tego mi nie odczarowuję, że wszędzie jestem u siebie? Nazewnictwo i wpływ kulturowy jeszcze do niedawna miało mnie narkomana za stereotypowo wyrywającego torebki starszym paniom grożąc im strzykawką. Teraz jest pewien dyskurs pojęciowy, który określa ludzkość jako uzależnionych (zachowania, substancje, sytuację, bądź drugi człowiek). Górnolotne hasła: ćpaj życie! Ćpanie cukru, relacji, sportu.. Dostrzegam, że słowo uzależniony poddawane jest dewaluacji – inaczej sytuacja ma się z pojęciem „trauma”. Młodzież traumą nazywa momenty braku pakietów internetu.. Czynne Uzależnienie odcisnęło się na mnie brakiem refleksyjności i krytycyzmu, oraz przywiązaniem do pojęć i słów wokół mojego egocentryzmu. Miarą wszystkiego jest człowiek. Coś nam służy bądź nie służy i tego nie chcemy robić.

„Bądź zmianą, którą pragniesz ujrzeć w świecie” pisał Mahatma Gandhi w swojej autobiografii.

Program Dwunastu Kroków w moim odczuciu jest oparty na miłości. Ale nie na miłości współuzależnionej osoby, tylko miłość jako postawa. W tym miejscu polecam książkę, którą poleciła mi moja przyjaciółka już jakiś czas temu: „O sztuce miłości” Ericha Fromma. Duchowość mówi mi o tym bym wykuwał w sobie cnoty – przeciwwagę moich błędów dokonanych pod wpływem wad i lęku. Kiedyś wycierałem sobie gębę takimi wartościami jak przyjaźń, rodzina, honor, miłość, wsparcie, dobroć. Czynne uzależnienie odcisnęło na mnie swoje makiaweliczne piętno, że ludzi traktowałem przedmiotowo i zależnościowo. Nie pomagałem nikomu, gdy nic z tego nie miałem. Ważne było dla mnie to co ktoś miał do zaoferowania i to czy byłem w danym momencie tym zainteresowany. I nie chodziło tu tylko o zależności finansowe, ale i o potrzeby prestiżu. Z niektórymi się tylko dobrze wychodzi na zdjęciach nasunęło mi się na myśl, gdy piszę o moich doświadczeniach. Tylko, że to ze mną dobrze się wychodziło na zdjęciu, bo poza nim wychodziło się stratnie. Moje lata życia w czynnym uzależnieniu doprowadziły mnie do utraty twarzy, godności, reputacji, zaufania, przyjaźni, rodziny. Mój egocentryzm i skupienie egoistycznie wszystkich „dóbr” na sobie spowodowało niebywałą implozję tych wszystkich emocjonalnych bomb, które połknąłem. Najlżej przychodziło mi ranić najbliższych. Miałem zakodowaną strategię tego, gdzie mam uderzyć żeby zabolało na tyle mocno by odwrócić uwagę od mojego problemu. Mistrz prowokacji i dram. Gdzieś usłyszałem takie powiedzenie. Jak poznać największego egocentryka? To widać jak jedzie rowerem – światełko ma ustawione na siebie nie na drogę.

Więc, gdy Krok Pierwszy pozwolił mi spojrzeć na to, że jestem uzależniony, że nie umiejętnie kieruję swoim życiem i jestem bezsilny wobec choroby uzależnienia to poczułem się nagi i poczułem lęk. Na szczęście w to miejsce pojawiła się Wspólnota Anonimowych Narkomanów, która otuliła mnie ogromną miłością, akceptacją i zrozumieniem. I właśnie to staram się przekazywać dalej. Traktować życie jako miłość i przekazywać ją innym. Czasem, ktoś nie chce tego wziąć i rozumiem to. Czym innego jest dzielić się czymś, a czym innym jest narzucać się komuś, gdy ktoś nie chce otrzymać bądź nie potrzebuje. Istotne jest dla mnie działanie i podejmowanie decyzji, a powierzanie efektów tych działań w opiekę Siły Wyższej. Program Dwunastu Kroków jest programem miłości, empatii, współczucia, akceptacji, życzliwości, otwartości, tolerancji, zrozumienia. Wystarczy spojrzeć na zasady duchowe, które kształtują moją postawę życiową i podtrzymują moją pogodę ducha otuloną spokojem. Mój spokój wewnętrzny przekłada się na spokój zewnętrzny. Zaakceptowałem fakt, że życie pełne jest niepewności, że w życiu pewne są jedynie zmiany, a gdy są zmiany to równocześnie jest lęk. Doświadczenie Wspólnoty pokazuje mi, że wszyscy ludzie zamieszkujący Ziemię mają lęki. Czym by przecież było życie, gdybyśmy się niczego nie bali? Gdzieś ostatnio usłyszałem, że życie osoby uzależnionej to jak życie kota z ostatnim dziewiątym życiem. Nie narzucam na siebie widma gilotyny i ciężaru tego, że mogę upaść. Nie traktujcie tego proszę jako pychy. Po prostu nie podnoszę w myślach nawet tematu, że moja relacja z substancjami może się jeszcze odtworzyć i mnie rozkochać na nowo. Kocham siebie, wcześniej nie kochałem i ujście znalazłem w psychoaktywnych środkach, które było mi protezą na obsługiwanie mojej duchowości i emocjonalności. Nie znałem uczuć, nie znałem siebie. Byłem aktorem, który cały czas improwizował i przeplatałem udział w dramacie wchodzącym w skecz i tragedię. Przeciwieństwem uzależnienia jest dla mnie miłość, wolność, czystość.

Życie jakie wiodę kierując się zasadami duchowymi, które otrzymałem za darmo w Programie Dwunastu Kroków mi służy. W skrócie mógłbym opisać po warszawsku takie zjawisko, że jest klawo. Haczyk w tym, że między byciem w życiu klawo, a kulawo leży moja samoświadomość. Więc, gdy czuje się dobrze w czyimś towarzystwie, jakimś miejscu, wykonując jakieś czynności – rozumiane jako to, że czuję szczęście to z automatu pragnę w tym trwać i powtarzać. Na tej zasadzie również działały narkotyki, bo nie mogę napisać, że nic mi nie dawały. Konsekwencje zażywania nie były adekwatne do tego, do czego mi „służyły”. Kiedy zażywałem „wysługiwałem” się wieloma osobami – wiele osób dziś identyfikuje się jako osoby współuzależnione i potrzebowały uznać swoją bezsilność, wobec tego, że to ja jestem chory – nie one. „Posługiwałem” się również wyrafinowanymi fortelami, manipulacjami, nieuczciwościami i naginaniem rzeczywistości, aby karmić moje ego i połykać emocjonalne bomby w kapsułach mojego uzależnienia. „Zasłużyłem” sobie takim zachowaniem na autowykluczenie społeczne i pustelniczy żywot narkomana. Unikanie swojej twarzy w witrynach odbiciach, rozbiegany wzrok, potliwość, nerwowość, wybuchy złości. Tak więc to są przykłady jak narkotyki mi pozornie służyły z przykrością. To prawda o mnie i wdzięczny jestem za tą przestrzeń, którą tutaj mam by móc o tym pomyśleć, napisać, a za jakiś czas pewno wrócić i przeczytać. Tak też dla mnie działa praca ze Sponsorem: pomyśleć, zapisać, przeczytać – trzy razy przeżyć i rozmrozić uczucia.

Prowadzę blog, który jest dla ludzi – nie jest dla mnie. Można powiedzieć, że staram się służyć Wam, którzy to czytacie na bieżąco, bądź kiedyś przeczytacie. To tak jak miting potrzebuje służby prowadzącego, ale on nie powie, że to jest jego miting. Oczywiście można traktować coś jako mój miting z perspektywy grupy domowej i to rozumiem. Ale tak jak Tradycje chronią nas przed tym, że jakiś pan nie powie, że Wspólnota jest jego i on tutaj rządzi. Mamy jeden autorytet – Siłę Wyższą, Boga jakkolwiek grupa rozumie go w swojej świadomości – czytaj mądrość grupy. Sponsor sponsoruje mnie w pracy na Programie. Grupa sponsoruje miting na Tradycjach. Okręg sponsoruje grupy, a region sponsoruje okręgi, a nasz region sponsorują Szwedzi, a my sponsorujemy Czechów i Słowaków. Dużo razy użyłem słowa sponsorować, a mogłem użyć zamiast tego „służyć” – czy nie byłoby to lepsze? To zależy i zdania są podzielone, a ja wdzięczny jestem za Wspólnotę, w której wypowiadam się w swoim imieniu i nie zajmuję stanowiska jako Wspólnota. Są cztery filary zdrowienia; służba, program, sponsor i mitingi. Przyjrzyjmy się temu, gdyby zamiast być sponsorem byłbym sługą to myślę, że daleko byśmy nie doszli w zdrowieniu. Gdyby Nowoprzybyły usłyszał na mitingu – rób Program, znajdź sobie sługę byłoby to kolokwialne. Dlatego staramy się nieść posłanie – staramy się – szukamy różnych dróg, różnych słów, różnych pasów transmisyjnych by pokazać, że Program rzeczywiście działa i nie opieramy tego na reklamie, a wyłącznie na przyciąganiu. Przyciągać do siebie to jest fantastyczna forma służenia drugiemu człowiekowi. Przeciwieństwem jest odpychać od siebie. Myślę, że każdy ma w swoim życiu doświadczenia, w których odpychał od siebie ludzi. Służyć drugiemu człowiekowi uprzejmością, życzliwością, pomocą, cierpliwością, tolerancją i być przy tym asertywnym. Asertywność nie oznacza tego jak niektórzy myślą, że chodzi o granice.

„Człowiek tylko wtedy może z pełnym przekonaniem na coś się zgodzić, jeśli czuje, że ma możliwość niegodzenia się.”

Cytatem Jespera Julla pozwolę otworzyć sobie dalszą część mojego wpisu opisując jakże ważną umiejętność interpersonalną, a mianowicie asertywność. Osobiście jestem zwolennikiem rozmowy i uważam, że trzeba rozmawiać na różnych płaszczyznach. Aby mówić o asertywności potrzeba podkreślić, że podstawową formą komunikacji jest rozmowa. Czyli nadawanie i odbieranie komunikatów. Rozmowa polega na tym, że dwie strony dzielą się ze sobą ważnymi dla siebie treściami, które chcą zakomunikować. Wymieniają się wiedzą, doświadczeniem, emocjami, refleksjami, marzeniami. Termin asertywności jest nierozłączny z tematem granic osobistych, które moim zdaniem są niezmiernie ważne w życiu. Razem z nimi postrzegam jako istotne: zarządzanie własnymi lękami, własną złością. Naprawdę ciężko rozwiązywać problemy i poszerzać swoją samoświadomość bez wiedzy o własnych granicach. Jednocześnie zdefiniowanie granic jest tak nieuchwytne, ponieważ są bardzo indywidualne, subiektywne – stąd może enigmatyczne. Granice, których nie widać. Asertywność spotykam – egocentrycznie rozumianą jako mówienie NIE. W ten sposób termin, który po angielsku oznacza bycie po prostu stanowczym nabrał kształtu wyznaczania własnego terytorium bez szacunku dla innych. Nadal w mediach społecznościowych można natrafić na grupę takich trenerów osobistych, mówców, psychologów, terapeutów (stosujących np. przemoc terapeutyczną), którzy podtrzymują definicję asertywności w duchu arogancji, przekonania o własnych słusznościach. To nie są granice, asertywność – to jest imperializm psychiczny. koro już napisałem, że granice nie są o ego, to mogę przejść do objaśnienia tego czym one są. A moją refleksję zacznę od tego, że są o szacunku do samego siebie i do drugiego człowieka – nie da się żyć nie szanując innych ludzi, tzn. nie da się żyć w sposób dobrze zrównoważony sposób i być szczęśliwym. To jak się obsługujemy z naszymi granicami oraz granicami innych ludzi zależy oczywiście od tego jaki pakiet informacji na ten temat otrzymaliśmy w dzieciństwie. Dlaczego? Ponieważ nasze osobiste granice dotyczą naszych myśli, uczuć, decyzji, czynów, potrzeb, praw, czynów, tajemnic, zasobów materialnych. O tym może kiedyś więcej napiszę, bo czuję, że odbiegłem od tematu i Was mogłem zbić z tropu – ale poczułem się zobowiązany napisać o asertywności w kontekście zasad duchowych i Waszej reakcji na to, że dlaczego mam być dla kogoś miły, skoro on dla mnie nie jest. No właśnie dlatego, że jak widać jest element targowania się – coś za coś. Ząb za ząb. Chodzi o postawę, tak samo jak w modlitwie. Modlitwa jest moją relacją z Siłą Wyższą, gdy myślę o tym co myślą o mnie inni to nie jest moją relacją z Siłą Wyższą tylko marną egotyczną próbą bycia fajnym. Dlatego podkreślam, że Program Dwunastu Kroków jest na całe życie, do stosowania we wszystkich sferach. Zdrowienia każdego z nas zależy bowiem od jedności NA. Dlatego potrzebuję drugiego człowieka – bez niego jestem tylko półczłowiekiem.

Jedna odpowiedź do „Służę z radością”

  1. […] ponieważ istotna jest dla mnie zasada przyciągania i o służbach już też troszkę pisałem tutaj. We Wspólnocie po tym jak poznałem Kroki to tak naprawdę szerzej spojrzałem i nie musiałem […]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *