Wady czy zalety?

Moje doświadczenie wygląda tak, że robiłam Krok Szósty w sumie trzy razy. Za pierwszym razem robiłam Program Anonimowych Alkoholików. Z perspektywy czasu widzę, jak zrobiłam ten Krok jako jakieś nieporozumienie dla mnie. Pamiętam, że zaczęłam się wtedy zastanawiać w ogóle co moja Sponsorka na Programie AA odpierdoliła, a dziś wiem, że dała mi to co wtedy sama dostała. Pracując z nią na Kroku Czwartym w moich wadach wyszedł lęk oraz lęk przed tym co pomyślą inni i tylko to. Wydawało mi się, że to trochę mało, ale zaskakujące dla mnie było, że Program zadziałał. Usłyszałam wtedy od niej, że jeśli będę działała na wadach to muszę się modlić o usunięcie tej wady np. zazdrości, złości, nienawiści do kogoś do kogo mam urazę i to jest zabawne, że to działało. Później robiąc mój Krok Szósty w Programie Anonimowych Narkomanów ze Sponsorką miałam spięcie, gdy czytałam jej odpowiedź na pytanie o istotę moich błędów. Pytałam się różnych osób o doświadczenie i zrozumiałam to zupełnie inaczej niż im w istocie chodziło. Ja widziałam to wtedy tak, że popełnianie błędów – to zachowania z automatu np. wracanie do swojego eks po jakiś sytuacjach, że rozumiałam moje błędy jako głupstwa, które robiłam. I wpisałam te głupoty – jak się okazało nie chodziło o to i się pokłóciłam z moją Sponsorką. Powiedziała mi, że walę w chuja i nie wie czy chce mnie dalej sponsorować. Wtedy ja stwierdziłam, że chyba ma za wysokie oczekiwania wobec mnie i to jest jej problem. Nie czułam się w obowiązku pisać Program jakoś perfekcyjnie tylko tak jak ja uważałam wtedy, że powinnam. Z drugiej strony twierdziłam, że ona ma problem z kontrolą i oczekiwaniami wobec mnie. Miałam odzwierciedlenie relacji z moim ojcem tego jaka ona była wymagająca, sadystyczna. Pomimo tego, że czułam te wysokie wymagania i że nawet się trochę nade mną znęca, szantażuje, to mimo tego ja chciałam dalej, żeby mnie sponsorowała. Chociaż przyszło mi do głowy czy nie zmienić sobie Sponsorki wcale nie z okazji tego, że miała gruby borderline w moim odczuciu. Pod wpływem tego, że ja powiedziałam, że mogę ją odrzucić, to ona odrzuciła mnie. Stało się tak – jak miało się stać zadziałała Siła Wyższa. Napisałam sześć Kroków po angielsku i w czytanie po angielsku włożyłam w chuj wysiłku i wtedy mnie zostawiła. Miałam załamanie nerwowe. Napisałam wtedy na grupie NA kobiecej, że czuję się odrzucona, że mam załamanie nerwowe i opisałam tą całą sytuację. Wtedy wzięła mnie pod opiekę sponsorską inna kobieta. W tym samym czasie zaczęły się dziać różne sytuacje pod kątem mojego Kroku Szóstego. Napisałam na grupie to pytanie o istotę moich błędów. Ludzie zaczęli mi tłumaczyć i w życiu zaczęły mi się dziać sytuacje centralnie pod ten Krok. Mianowicie chodziło o to, że jak ja w ogóle pojmuję istotę moich błędów.

Jest jakieś zachowanie, które ja na logikę mi się wydaje – powinnam zrobić inaczej (na logikę to ja wiem, jak się robi to coś), a zachowuje się zupełnie inaczej. Prawdopodobnie źródło czy korzenie tego mojego zachowania, które przychodzi automatycznie ma związek z dzieciństwem, traumami oraz to jak moi rodzice się zachowywali.

Była taka sytuacja, że moja córka chodziła na basen. Mój mąż woził ją tam cierpliwie, regularnie co sobotę rano przez półtora roku. Włożył w to wysiłek, zaangażowanie. Jej koleżanka z klasy chodziła rok też na pływanie. Umówiłyśmy się z jej mamą razem na basen i poszłyśmy na głęboką wodę. Ta jej córka wskoczyła na basen, gdzie było jakieś 2,5 metra głębokości i wypłynęła sobie, normalnie pływała. Po czym moja córka wskoczyła do wody i prawie się utopiła, musiała złapać się liny inaczej zaczęłaby się topić. Wtedy miałam taki obraz w mojej psychice, że ta matka zaprosiła nas tu by nas ośmieszyć, poniżyć, żeby zrobić taki challange, żeby pokazać, że są lepsze. Miałam taką jazdę, że ona czuje się lepsza, zarozumiała, że nas krzywdzą, że chcą nam coś udowodnić, że jesteśmy gorsi. Wyszliśmy z tego basenu z córką. Mój mąż dołączył do nas i siedzieliśmy w samochodzie w trójkę. Zrobiłam taką jazdę, że „co to kurwa jest, że dziecko chodzi półtora roku na basen i nie umie pływać, jaki z mojego męża ojciec, że pieniądze wydane w błoto, że wstaje rano i ją wozi, a dzieciak nie umie pływać, a tamta chodzi rok ta półtorej i chuj z tego jest, bo nie umie pływać.” Córka się popłakała, patrząc na mnie zapytała: „jak to mamo, to ja nie umiem pływać?”. A miała taki certyfikat jakiegoś drugiego stopnia kaczuszek, którym wszystkim się chwaliła wcześniej, do babci dzwoniła, że ona umie pływać itd. „Dziecko nie umiesz pływać i taka jest prawda. Wskoczyłaś do wody i prawie się utopiłaś, nie jesteś żadną pływaczką. Gabrysia umie pływać – TY NIE.” Dziecko płakało, ja darłam ryja.

Po jakimś czasie wróciłam do domu i myślę: „kurwa w ogóle jaka sytuacja” i to była istota moich błędów. Ja zrobiłam to samo co mój ojciec robił, czyli: za wysokie wymagania, brak akceptacji, że nie każde dziecko uczy się tak samo i poza tym zaczęłam ją porównywać w sposób, gdzie ona była gorsza. To samo robił mi mój ojciec i później przez lata porównywałam się do innych ludzi.

Teraz pomału przestaje to robić choć czasami dalej się zdarzy. Cały czas myślę, że jestem w niektórych sytuacjach życiowych niewystarczająco dobra i oczekuję od mojej córki, że będzie jakąś perfekcyjną pływaczką i to po prostu jest krzywdzące dla niej – to jest właśnie istota moich błędów w tym zachowaniu. Nawet teraz, gdy zaczęłam pisać ten tekst to chciałam zacząć od tego, że ja nie wiem, czy coś napiszę mądrego, bo przeklinam, że nie wiem, czy to będzie wystarczająco dobre, żeby ktoś cokolwiek z tego wziął dla siebie. To też się bierze z tego, że mój ojciec zawsze traktuje to co robię za jakiś idiotyzm od mojego wczesnego dzieciństwa. Przykład z lutego tego roku. Rozmawiałam z ojcem i mówię, że nie wiem, jak to będzie jak Anglia wyjdzie z Unii Europejskiej to czy nie będę musiała płacić cła przy przesyłaniu paczek. On strasznie zaczął się śmiać wtedy mówiąc mi „co to za bzdura”, że na pewno nie będę płacić, że mają między sobą jakąś umowę itd. Po czym się okazało, że zrobiłam paczkę i musiałam zapłacić cło. I to jest jedną z kolejnych kwestii, które mój ojciec traktuje, że wszystko co powiem jest idiotyzmem. Dlatego czasami myślę, że jak coś powiem bądź napisze to to będzie głupie.

Miałam zajebisty bunt na Kroku Szóstym, choć myślałam, że Krok Dziewiąty będzie najgorszy, gdy pierwszy raz usłyszałam Kroki. Okazało się, że Czwarty nie był taki specjalnie miły, a później się okazało, że Szósty mnie zmiótł. Miałam wtedy największy nawrót choroby, ale w języku angielskim „nawrót choroby” to relapse, czyli wpadka. I nie używa się takiego zwrotu jak „nawrót choroby”, bo ten zwrot określa powrót do brania. Podsumowując ja nie wróciłam do brania, ale w Tekście Podstawowym opisane to zostało jako bunt i niezgoda. Faktycznie jak miałam rozpisywać swoje wady, że mam je usunąć to trafiłam takie pytanie: „jak ja siebie widzę bez wad?” – ja w ogóle nie bardzo potrafiłam wyobrazić siebie bez wad. Pomyślałam, że będę wtedy taką szarą pizdą. Odkąd w sumie weszłam na Program to zaczęłam stosować zasady duchowe. Pokora jest chyba najbardziej popularną zasadą duchową. U mnie wtedy pokora poszła w skrajność. Gdy ktoś mnie kiedyś znieważył to ja po prostu się odezwałam, ale to nie był grzeczny sposób tylko np. „dobra weź spierdalaj”. Nie umiałam się w jakiś konstruktywny sposób odezwać. I wtedy właśnie weszła pokora. Ja myślałam, że to, że się nie odzywam wcale w takich sytuacjach jest pokorą. Przykładowa sytuacja – instruktor od prawa jazdy położył mi rękę na kolano. No i ja sobie pomyślałam „ty kurwa stary zboczeńcu pierdolony!”, ale tego nie powiedziałam. Bałam się wtedy, że będę go musiała gdzieś tam przepraszać na którymś Kroku oraz że to nie jest eleganckie. Ja mam się zachowywać jako kobieta z klasą.

I po prostu nie odzywałam się w ogóle i myślałam, że to jest pokora. Przez parę lat myślałam, że takie zachowanie to jest zasada pokory. Później gdzieś przy Kroku Szóstym – w sumie przy Kroku Czwartym, że to moja nie umiejętność stawiania granic. Wyszło, że stawiam wulgarnie i nie tak powinno być albo że w ogóle ich nie stawiam i to też nie jest dobre. Wydawało mi się, że to jest pokora. To nie jest pokora.

Jak zaczęłam pisać Krok Szósty to było takie pytanie o mój rozwój duchowy. „Czy miałam w ostatnim czasie możliwość na rozwój duchowy i co zrobiłam?” No i moja odpowiedź była taka, że miałam i spierdoliłam tą sytuację. Sytuacja następująca: miałam taką przyjaciółkę (eks-przyjaciółkę). Jej chłopak był w więzieniu, ona miała dziecko w wieku mojej córki i weszłam w rolę pomagaczki, opiekunki, kierowcy itp. Pomyślałam, że dziewczyna sama wychowuje dziecko no to trzeba jej pomagać. Nie brałam za to oczywiście pieniędzy. Brałam tą małą na wakacje, bo przecież dziecko nie ma ojca – to trzeba je gdzieś zabrać nad morze itd. Fakt jest taki, że jak zabierałam dziecko na wakacje to mówiłam: „słuchaj masz zapłacić za dziecka hotel” – przecież nie będę płaciła za dziecka hotel. A to co sobie tamta dziewczynka kupowała lody czy McDonalda, czy coś innego to wysyłałam jej matce rachunki. Ona płaciła 40 £ swojej opiekunce za dzień po znajomości. A jak ja brałam tą dziewczynkę na cały dzień to były koszty 1/4 benzyny plus zestaw Happy Meal plus lód, czyli na przykład 8.50, a nie 40 funtów. Gdzie potrafiłam ją zabierać parę razy w tygodniu. I teraz przechodzę do rzeczy, że gdy miałam urodziny to ona miała jakiegoś focha i nie złożyła mi życzeń. Akcja trwa trzy sekundy na Facebooku, za darmo i wystarczy po prostu napisać. Mój partner jej powiedział dzień wcześniej o tym, że mam urodziny – zamawiał jakiś tam prezent niespodziankę. A ona po prostu mnie olała w moje urodziny. Wtedy się wkurwiłam pod wpływem tego miałam silną urazę – poczułam się zlekceważona, olana, nieważna itd. Jak rozpisałam sobie urazy do niej to wyszło mi, że mam oczekiwania i robiłam to wszystko dla niej z tego powodu.

Przy okazji wyszło moje współuzależnienie jako wada.

Ja stawiałam się w tej pozycji, że oferuję za darmo opiekę nad dzieckiem, a później mam oczekiwania. Skoro ja się opiekowałam to powinna mi złożyć życzenia – dalej tak myślę. Jestem dość bezpośrednia, jeśli chodzi o takie sytuacje i po porostu jej o tym powiedziałam. „Słuchaj potraktowałaś mnie jak gówno, ja się w tej naszej relacji przyjacielskiej czuje jak jakaś darmowa opiekunka, sprzątaczka, kierowca. Miałam oczekiwania, że złożysz mi życzenia w urodziny. Ciężko mi uwierzyć, że nie miałaś czasu, że zapomniałaś, że Facebook ci nie pokazał. Wiedziałaś dzień wcześniej, czyli zajebałaś focha, chciałaś mnie zmanipulować a ja tego nie lubię!” Weszłam w miażdzenie jej – mam taką wadę, że gdy się z kimś pokłócę to wchodzę w takie miażdżenie psychiczne. Nie wiem skąd to się bierze, ale mój partner już wie, że to u mnie jest. Nawet przyzwyczaił się i widzi, kiedy mi się już zbiera w głowie co mam powiedzieć. Pocisnęłam ją, zmiażdżyłam i wydarłam ryj. Rozmawiałyśmy przez telefon, ona zaczęła się tam coś plątać to ja już rozłączyłam się. Ona zaczęła SMSować i dzwonić to odpisałam, żeby do mnie nie dzwoniła, że nie jestem w stanie rozmawiać i nie chcę jej naubliżać. Napisałam też, że „jestem strasznie wkurwiona na ciebie i proszę nie dzwon do mnie”, a ona dzwoni i dzwoni. W końcu odebrałam i huragan nastąpił, miażdzenie i zakończyłam tą relację. Powiedziałam, że nie chcę takiej relacji, chcę być równa w przyjaźni, a nie używana do jakiś tam celów, pomimo, że sama się oferowałam. I tak rozpisując Szósty Krok przyjrzałam się tej sytuacji i pomyślałam: „kurwa w sumie to ja mam tam gruby udział w tej sytuacji i powinnam ją przeprosić!”. Ona naprawdę była cały czas grzeczna w tej rozmowie, nie krzyczała, nie przeklinała i tak dalej. Za to ja weszłam w pozycję „ziomusia” – miażdzenia, huraganu, sadyzmu i wiele wad wyszło w tym między innymi współuzależnienie. Ona nie do końca mnie prosiła o to żebym była taka wobec jej dziecka. I zwróciłam uwagę na to, że to ja powinnam ją przeprosić.

Takie budowanie gotowości w obliczu prawdy o moich wadach.

Parę tygodni później powiedziałam, że jak kiedyś będę miała tą gotowość na Kroku Dziewiątym co na Kroku Szóstym, żeby ją przeprosić to mój mąż z nią rozmawiał i powiedziała, że nie chce mnie znać. Wtedy pomyślałam – nie chcesz mnie znać to chuj ci w dupę, to ja nie będę cię przepraszać. Nie będę się poniżać i to jest kolejna istota moich błędów. Uważam przepraszanie za słabość i poniżanie. Dlatego tak mam, że jako dziecko, gdy mój tata mnie uderzył, poniżył, nawyzywał to tak czy siak jako musiałam iść i pierwsza go przeprosić.

Była w dzieciństwie taka sytuacja, że ja bawiłam się lalkami Barbie. Miałam domek dla lalek, łóżeczko i nie miałam czym przykryć tych lalek. Chciałam mieć kołdrę dla nich więc wzięłam do tego szalik mojego ojca i położyłam na łóżeczko, a później położyłam ten sam szalik na podłodze. Ojciec wpadł do pokoju i zobaczył, że wzięłam jego szalik ten jeden z jego lepszych i leży na podłodze. Mój ojciec ma jazdę na punkcie czystości, bakterii itd. Zresztą ja też mam jazdę o to – kręcę aferę jak mój partner kładzie ręcznik na kiblu to ja już mam jazdę, że to jak wycieranie twarzy w kibel. Mój ojciec też miał taką jazdę, jako że szalik noszony jest w okolicach buzi i zajebał mnie tym szalikiem w twarz. Po czym ja powiedziałam, że nie powinien robić w ten sposób, bo jestem dzieckiem i nie powinien mnie bić ani traktować w taki sposób. Ojciec powiedział mi, że on oczekuje szacunku do jego rzeczy i że to ja źle zrobiłam itd., że to ja jestem winna i powinnam go za to przeprosić. I ja to zrobiłam z płaczem, kurwa z nienawiścią, z poniżeniem – przeprosiłam go.

Rozmawiałam też o tym ze Sponsorką – ona miała to samo, że taka była „moda” w tych latach krótko po komunizmie, że rodzic uważał się za tego co może więcej. Traktować jak gówno i tak czy siak, „to ty masz mnie przeprosić”. On może, że on wychowuję i było takich sytuacji od groma – nie chcę ich wszystkich pisać, bo wyleję morze łez przy tym. Czyli to traktowanie też jest powodem istoty moich błędów.

Dlatego myślę, że przepraszanie to poniżanie się i słabość. W ogóle pisząc teraz Ósemkę zaczęłam od tego – kogo nie będę przepraszać, bo moja uraza jest jakby za silna. I tak naprawdę rozpisałam parę takich sytuacji, gdzie mam urazę. Mam też udział w tym, ale ostatecznie nie chcę przeprosić tej osoby, dlatego, że poczuję się poniżona i tak jakby to jest powód tego co wyszło na Szóstce.

Miałam taki silny bunt jak zaczęłam pisać Krok Szósty. Wyrażał się tak, że ja już nie chce być dobra, ponieważ ja już byłam dobra i to mi się nie opłaca. Miałam też taką jazdę, że byłam w obsesji na kolesia z pracy, a on miał obsesję na mnie. Ogólnie wiedział, że z okazji tego, że jestem w związku, że chcę być uczciwa i tak dalej to nie wchodziło w grę jakieś tam zdradzanie. Widziałam, że zdradą rozjebię sobie związek, swoje myślenie o sobie i chwila uniesienia może doprowadzić mnie grzania. Mówiąc w skrócie, że mi się to zwyczajnie nie opłaca. Kontynuując wątek to była taka dziewczyna w pracy, która się zakochała w tym kolesiu i zaczęła z nim sypiać. Któregoś razu byli razem w klubie i ona zrobiła mu laskę w kiblu. Wszyscy w pracy o tym dowiedzieli. Ta dziewczyna ogólnie w swoich social mediach strasznie po mnie cisnęła. Tam było wszystko, rasizm, że Polki to sprzątaczki, Polki to kurwy, w ogóle kobiety ze wschodniej Europy itd. Wszystko to było skierowane do mnie, znieważała mnie. Ja niepotrzebnie to czytałam, ale czytałam. Starałam się być dla niej miła, obojętnie na wszystko. Czytałam to, modliłam się za nią, za siebie, żeby jej nie zajebać w pracy, byłam dla niej miła, mówiłam cześć, co słychać, ładnie dziś wyglądasz, a ona myślała, że ja to robię, bo się jej boję. Po dwóch latach znoszenia tego pokornie, modlenia się i postępowania według zasad Programu ona coraz bardziej zaczęła przekraczać moje granice. I na Kroku Szóstym stwierdziłam, że ja już więcej nie chce być dobra i miałam wspomniany bunt. Stwierdziłam, że „ja tu jestem kurwa miła dla laski przez dwa lata a ona mnie ciśnie w każdym możliwie sposobie”. Manipulowała ludzi w pracy, żeby mnie nie lubili, niektórzy mi cisnęli inni nie mówili mi cześć. Pomimo, że to był jej wybór robienia laski w kiblu to ten gościu nie chciał z nią dalej być. No to z okazji tego, że ona była czarna to wszystkie czarne laski oprócz jednej z trzydziestu(!) były dla mnie nie miłe albo się ze mnie śmiały albo ze mną nie rozmawiały. Skończyło się na tym, że zaczęła mi cisnąć, a w tym momencie, kiedy ja jej pocisnęłam to stwierdziła, że to jest koniec i przestała w momencie, kiedy ja się jej postawiłam. Zrobiłam to w taki sposób, że naprawdę grubo jej pojechałam i się dla niej okazało, że się nie boję i zaprzestała. Gdybym tego nie zrobiła to trwałoby dalej z jej strony znęcanie psychiczne, stalking, bullying, przemoc. Praktycznie ja znosiłam to dwa lata aż do momentu, w którym po prostu wybuchłam i pokazałam swoje pazury i laska przestała. Przy okazji pocisnęłam też tego kolesia. W taki sposób, że gdyby oni to zgłosili tak naprawdę i poszli na policję to mogłabym pójść siedzieć na co najmniej trzy miesiące i cała moja kariera w policji poszłaby w chuj pod wpływem moich wad. W taki sposób w jaki im pocisnęłam również w social mediach, gdyby porobili screeny (cisnęliśmy sobie w social mediach) bo regularnie oglądali mojego Facebooka. Dalej gdzieś tam działam na tych wadach.

Było też takie pytanie co robić w sytuacjach, kiedy wady wychodzą to jakie zasady duchowe stosować. Do każdej wady jest pasująca zasada duchowa jako przeciwieństwo. Ja tak do końca nie jestem pewna czy ja chcę je stosować. Jak widać okazało się dużo razy, że moje wady są moją zaletą. Ten tak naprawdę ukryty we mnie „ziomuś” waleczny, wulgarny przydaje się w sytuacjach kryzysowych. Między innymi na przykład miałam taką sytuację ostatnio, że byłam w szpitalu i dostałam skierowanie do przychodni z powrotem, bo nie mieli specjalisty w tym kierunku. Dzwoniłam w następnego dnia olali mnie, dzwoniłam w kolejnego dnia – olali mnie. W końcu zadzwoniłam wieczorem jako „ziomuś” do przychodni z ryjem i groźbami. Powiedziałam, że ja nie wiem na co oni czekają, że według mnie to jest zagrożenie życia i nie wiem, czy czekają na jakieś moje samobójstwo w każdym razie ja zakładam im sprawę i chuj jebnęłam telefonem. Po czym okazało się, że w poniedziałek już dwóch specjalistów do mnie zadzwoniło jeden o 8:00, drugi o 11:00, czyli tak naprawdę wady jako zalety.

Miałam jeszcze jedną akcję, gdzie moje wady to tak naprawdę zalety. Pewna samotna matka z dzieckiem się do mnie przykleiła i miałam wrażenie, że podbija do mojego męża. Mój mężczyzna nie był kompletnie nią zainteresowany. W każdym razie kobiety to widzą, gdy jakaś laska podbija do jej partnera. Była taka sytuacja, że jechałam odwiedzić mojego kolegę ze Wspólnoty, który się przeprowadził poza Londyn i był w izolacji. Rozmawialiśmy przez telefon i mówił, że dopada go samotność i brakuje mu ludzi. Z innym kolegom pojechaliśmy go odwiedzić. Ta dziewczyna zadzwoniła i zapytała czy może do mnie przyjść. Powiedziałam, że nie bo jestem zajęta, umówiona i tak dalej. A ona do mnie „co robię w sobotę?”, a ja na to, że mnie nie będzie cały dzień w domu, bo jadę kolegę odwiedzić. A ona z pytaniem do mnie czy jadę z Damianem. Ja mówię, że nie, że zostanie sam w domu. I w ogóle się nie zorientowałam o co chodzi. Na drugi dzień nie zdążyłam jeszcze z domu wyjść, a miałam wyjść o 12:00 to mój kolega się spóźnił i wyszłam z domu o 13:00. O 12:30 nagrała się mojemu mężowi czy może wpaść na kawę, wiedząc, że miałam wyjść o 12. No i wtedy Marta „ziomuś” wparowała. Dla mnie to było ewidentne, że laska coś kombinuje i ją nawyzywałam, zaczęłam grozić, a gdy to zrobiłam to miałam przeczucie. Siła Wyższa. Napisałam jej, „że jak cię złapię kurwo to cię zajebie”, ale tak pomyślałam, że to za grubo i miałam przeczucie, że pójdzie z tym na policję założyć mi sprawę o groźby, a ja pójdę siedzieć. Usunęłam to co napisałam. I zaczęłam ją wyzywać na co napisała, że zgłasza to na policję. Co prawda same wyzwiska nie są jakoś karalne, to nie wiem, czy zgłosiła to, czy nie – minął miesiąc i policji dalej nie ma.

Tak sobie pomyślałam, kurde chyba znowu poszłam na wadach i że poleciałam za grubo.

To później się okazało, że zgadałam się z moją koleżanką, która wróciła do Polski sama z dwójką dzieci. Zaczęłyśmy rozmawiać o tej sytuacji, a ona mi powiedziała, że ta dziewczyna sypiała z jej mężem. Powiedziałam, że nawyzywałam tą dziewczynę, a koleżanka mi mówi, że ona akurat nie miała tej przyjemności i że żałuje, że wcześniej nie zainterweniowała w momencie, kiedy były sygnały. Ta dziewczyna i mąż tej koleżanki gdzieś tam jeździli razem do pracy, do niego, gdzie on pracuje na budowie i chata jest wolna. Czyli tak naprawdę mogli tam uprawiać seks. I usłyszałam, że ona żałuję, iż wcześniej tego nie zakończyła właśnie w taki sposób jak ja. I tu się okazało, że moja wada może być zaletą. Moja impulsywność, porywczość, agresja i jakieś typowe wady w takich sytuacjach, gdzie kobieta nie rozumiała co robi. Ja na początku też próbowałam grzecznie to załatwić. I po prostu postawiłam granicę, że ja sobie nie życzę czegoś takiego, żeby ona przychodziła na kawę do mojego męża w momencie, kiedy wie, że mnie nie ma cały dzień w domu. Ja po prostu sobie tego nie życzę. Mam takie prawo – to jest mój związek. To ja decyduję o tym, co ja sobie życzę, a czego sobie nie życzę. No i żądam. Zaczęła mi wtedy mówić, że ja nie muszę być zazdrosna o nią, bo ona by nie poszła z moim mężem na kawę. Dobrze wie, że tak naprawdę ja nie byłam o nią zazdrosna, bo mój mężczyzna jakby chciał zmieniać sobie kobietę to zmieniłby na level wyżej, a nie na level niżej. A poza tym ona chciałaby iść z moim mężczyzną na kawę, ale mój mąż kimś takim na pewno by nie poszedł. Wtedy zaczęła mnie prowokować. Ja w to weszłam. W każdym razie summa summarum okazało się, że czasami moje wady mogą być moją zaletą przy wywalczeniu jakiejś pozycji jak w tej sytuacji czy wywalczeniu czegoś w jakiś instytucjach.

Marta, zdrowiejąca uzależniona. 🍀

Jedna odpowiedź do „Wady czy zalety?”

  1. […] każdemu z Was: Kasia, Michał, Marta, Romek, Bartosz, Lech, Wiktoria, Katarzyna, Łukasz, Piotr, Krzysztof, Gaba, Hania, Kuba, Dawid, […]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *