Historia osobista

Cześć, mam na imię Paweł i jestem osobą uzależnioną. Całkiem niedawno obchodziłem swoją piątą rocznicę
czystości.

Chciałbym się z Wami podzielić siłą, nadzieją i tym, co zyskałem dzięki temu, że jestem czysty. Zacznę natomiast od początku. Pochodzę z rodziny dysfunkcyjnej, gdzie nadużywanie było „normalną” częścią mojego dzieciństwa – był alkohol/pracoholizm. Razem z moją mamą i bratem, w wieku 8 lat, przeprowadziłem się do innego miasta, które, notabene, nie lubiło się z moim rodzinnym miastem. W szkole od początku miałem walkę o przetrwanie; przez 4 lata podstawówki walczyłem o swoją pozycję, raczej z mierną skutecznością. W gimnazjum wiele się zmieniło – pojawiły się pierwsze narkotyki, alkohol, imprezy, a z nimi „nowe, lepsze” grupy rówieśników. Tak myślałem przez znaczną część mojego życia. Czułem, że płynę z tym nastoletnim życiem i wszystko zaczyna się dobrze układać. W wieku 15 lat poznałem dziś już mamę mojego syna, ale do tego wrócę później. W tamtym czasie nie czułem, że zaczynam odwzorowywać schematy uzależnienia moich rodziców – mojego taty czy mamy. Od zawsze byłem w tej rodzinie kimś, kto wszedł w rolę ratownika rodziny, a więc jak mógłbym pomyśleć, że taki tryb życia (imprezy, dragi) mnie zgubi. O, ironio.

Zanim skończyłem 18 lat, wyjechałem pierwszy raz za  granicę. Wiecie, co czułem? WOLNOŚĆ! Teraz mogłem zająć się sobą. Problem polegał na tym, że nie byłem już wolnym, a zniewolonym przez zażywanie, tylko dopiero dziś wiem, jak bardzo – wtedy w ogóle tego nie czułem. Tydzień za tygodniem, miesiąc za miesiącem, aż w końcu przyszedł ten okres, który mocno zdefiniował mnie jako kogoś, kto za zażywanie zrobił sobie sposób na życie. To był moment, w którym ostatni raz pomogłem mojemu tacie wyjść z czynnego alkoholizmu. Ściągnąłem go do siebie i się nim opiekowałem (praca, dom, etc.). Od tamtej pory nic już nie było takie samo. Droga w dół trwała przez najbliższe 7 lat. Nie będę się rozprawiał z tym, jak to było przez ten czas, bo nie jest to ani wyjątkowa historia, ani też do chwalenia się. Chciałem tylko przybliżyć i też przypomnieć sobie pisząc to, gdzie byłem.

Tak więc droga, na której się znajdowałem, doprowadziła mnie do straty rodziny w każdym aspekcie – tej, w której się urodziłem, i tej, którą stworzyłem, ale przede wszystkim do straty siebie.

Postaram się krótko opisać, jak to się stało, że w ogóle trafiłem do miejsca, gdzie podjąłem decyzję o zmianie. Koniec czerwca, chwilę po urodzinach mojego syna, który już był beze mnie, wraz ze swoją mamą. Byłem na skraju wytrzymałości w ciągu narkotykowym. Podjąłem decyzję, że świadomie przedawkuję – to był trudny stan. Pamiętam, jakby to było wczoraj, że byłem sam w domu i nie mogłem się doczłapać do sypialni z salonu, a kiedy już dotarłem, zacząłem się trząść i pocić. Serce miało się zatrzymać, ale coś mnie natchnęło i powiedziałem: „Boże, nie chcę umierać”. Następnego dnia podjąłem decyzję, że wracam do Polski, a wręcz uciekam. To była siła, której do dziś nie rozumiem.

Za chwilę będzie już tylko weselej i przyjemniej. Obiecuję.

Gdy wróciłem do Polski, nie miałem gdzie mieszkać. Na szczęście moja koleżanka (żona mojego dilera) wyszła mi z pomocą i to był absolutny game-changer. Do dziś jestem ogromnie wdzięczny. Najpewniej gdyby nie ona, inaczej mogłyby potoczyć się moje losy. Pierwszy dzień czystości pamiętam jako kompletny chaos. Zostałem sam w mieszkaniu mojej koleżanki, chodziłem po pokoju cały w emocjach i z pytaniami, co teraz mam zrobić. Wtedy znów poprosiłem Boga/Silę Wyższą, by wskazała mi drogę. Dosłownie kwadrans później zasnąłem, a gdy się obudziłem, jak zaprogramowany, zacząłem działać. Parę dni później trafiłem na swój pierwszy miting z kumplem ze szkoły, z tej samej klasy gimnazjalnej. Dajecie wiarę? Siła Wyższa umie w czary mary, haha.

Dzięki Wspólnocie pierwszy miesiąc, który był obfity w głody fizyczne i emocjonalne, przeszedłem ten czas najlepiej. Nie wróciłem do zażywania, bo w końcu czułem się prawdziwą częścią społeczności, a nie tylko sam sobie. Mogłem dzwonić i mówić, co u mnie, i nikt nie traktował mnie jak wariata. Dawali sugestie, cenne wskazówki, choćby to, żebym pił dużo wody i traktował ten głód jako coś, co trzeba przejść raz na zawsze, a gdy się z nim uporam, to rano wstanę jak młody Bóg. I faktycznie tak było, dzięki temu wzrastało moje zaufanie do tych ludzi.

Okres na chmurce trwał do chwili, w której zdałem sobie sprawę, że straciłem rodzinę bezpowrotnie. To było dosłownie na dzień przed rozwodem. Po raz kolejny chciałem skończyć żywot, ale się nie udało. Trafiłem do szpitala na miesiąc czasu i znów mam poczucie, że Siła Wyższa uratowała mi po raz kolejny życie, którego nie doceniałem poprzez zbytnie skupienie się na stratach i braku wzięcia odpowiedzialności za czynne uzależnienie, ale nie byłem wtedy gotowy.

W taki o to sposób nauczyłem się, że muszę wziąć odpowiedzialność za to, co się działo w czynnym uzależnieniu, i iść do przodu. Pierwsze dwa lata zdrowienia czułem, że błądziłem – obsesje, nowe relacje, objadanie się i cała gama destrukcyjnych zachowań przeplatana z jaśniejszą i ciepłą stroną zdrowienia oraz chęcią posiadania tego, co mieli ludzie z mitingów – motywację, taki kopa w tyłek, bo przecież życie mam tylko jedno.

Chwilę po drugiej rocznicy czystości podjąłem kolejną decyzję, że dość brodzenia w chorobie – czas wziąć się za siebie. Czułem się na tyle stabilnie, że znalazłem coś, co da mi radość z życia. Zacząłem biegać. 115 kg na wadze, ale to nic. Kilogramy leciały w dół, a ja zyskiwałem pewność siebie i moc sprawczości w swoim życiu. To jest kolejna rzecz, którą dostałem dzięki wspólnocie – odkryłem, że robiąc coś dobrego dla siebie, mam wpływ nie tylko na wygląd, ale także na samopoczucie. Oczywiście, nie jest tak, że było cukierkowo – choroby uzależnienia nie wyleczę, ale z pewnością spowolniłem jej rozwój. Tak też się działo. Regularność, branie odpowiedzialności za siebie doprowadziły mnie do punktu, w którym Siła Wyższa dała mi kolejne zadanie – spłacić swoje długi. Oj, musielibyście widzieć moje przerażenie, kiedy zaczęli do mnie dzwonić i pisać komornicy. Na szczęście dzięki przyjaciołom zrozumiałem, że nie muszę się bać – że to jest na jakiś czas i za chwilę tego nie będzie.

Przetrwałem półtorej roku kolejnego brania odpowiedzialności za swoje życie. I to jest ten moment, w którym mogę wrócić do słowa WOLNOŚĆ. Im więcej odpowiedzialności, tym więcej wolności. Nikt aż tak bardzo w namacalny sposób, jak Siła Wyższa, nie pokazał mi, że drogą do mojej wolności jest odpowiedzialność.

Dziś, pisząc to i kończąc, chcę wyrazić wdzięczność, że mogę żyć na nowo bez zażywania narkotyków, zwiedzać świat, trenować bieganie, chodzić po górach i że mogę się tym podzielić z Wami.

Czuję dumę z wielu rzeczy. Przebiegłem maraton, zdobyłem najwyższy szczyt w Polsce, Rysy, a najważniejsza duma, jaką czuję, to bycie ojcem, który jest świadomy tego, kim jest. A to wszystko dzięki temu, że jestem CZYSTY.

Paweł, zdrowiejący Uzależniony. 🍀

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *