Podróże zawsze były ważną częścią mojego życia. Paradoksalnie w ostatnim roku swojego czynnego uzależnienia na wakacje wyjeżdżałam co dwa miesiące, niestety większość wyjazdów mam wyciętych z pamięci. Kiedyś podróże były ucieczką od życia, które prowadziłam i dawały złudne poczucie, że sobie radzę. Patrząc z perspektywy czasu podróż była „dodatkiem”. Zwykła chwilowa zmiana miejsca, w którym zażywałam.
Na swoją pierwszą długą podróż zdecydowałam się po 14 miesiącach zdrowienia. Podróże, przynajmniej na początku, były dla mnie dużym wyzwalaczem, dlatego postanowiłam poczekać z tak ważnym wyjazdem do czasu, gdy w pełni będę na niego gotowa. Wyjechaliśmy wraz z moim partnerem i dwójką przyjaciół na Sri Lankę. Podróż zorganizowaliśmy sami, spaliśmy w lokalnych guest housach i przemieszczaliśmy się lokalną komunikacją. Dzięki temu miałam możliwość doświadczyć tamtejszej kultury w stu procentach. Lankijczycy to bardzo pogodni ludzie, każdy uśmiech jest odwzajemniony, czuć ogrom sympatii na każdym kroku. Wszyscy są przemili i zawsze chętni do pomocy. Tam świat jakby zatrzymał się, nikt nie pędzi, każdy ma czas. Na obiady w restauracji czeka się czasem bardzo długo, bo są przygotowywane na świeżo w małej restauracji prowadzonej przez lankijską rodzinę. Wydaje mi się, że ich wartości zbliżone są to tego czego uczę się na Programie Dwunastu Kroków i co obecnie wprowadzam w swoje życie. Czułam się tam wspaniale, mój partner nie wziął ze sobą telefonu, co było idealną okazją, abym i ja nie używała go za często. Dzięki temu mogłam skupić się całkowicie na pięknej przyrodzie i być tu i teraz. Odwiedziliśmy kilka buddyjskich świątyń. Pierwsze słowo, które przychodzi mi do głowy jak o nich pomyślę to spokój. Są świetną płaszczyzną do zatrzymania się i refleksji. Przyroda tam to coś niesamowitego. Mieliśmy okazję jechać pociągiem jadącym przez plantacje herbaty. Drzwi otwarte, pociąg jedzie max 40km/h, a ja siedzę w drzwiach pociągu i obserwuję widoki. Dodatkowo dwa razy udało mi się wstać na wschód słońca, pobudka o 4:30 nie stanowiła problemu. Kiedyś nie zdążyłabym pewnie jeszcze wrócić z imprezy.
Jestem ogromnie wdzięczna za każdą chwilę i doświadczenie, które przeżyłam. Za łzy wzruszenia, za życie, które mam obecnie i za miejsce, w którym jestem. Dzięki zdrowieniu w moim podróżowaniu nastąpiło wiele zmian. Mam zupełnie inne wartości. Teraz mogę powiedzieć, że faktycznie ujrzałam miejsca, w których byłam. Na własne oczy, a nie przez ekran telefonu robiąc kilka zdjęć pasujących do konta na instagramie. Czułam, obserwowałam, dotykałam i trwałam w tym. Zdjęcia są miłą pamiątką, ale zdecydowanie były teraz tylko dodatkiem, a nie priorytetem. No i chyba najważniejsza dla mnie rzecz, chciałam wrócić do domu, gdy nastąpił już czas powrotu. Jest to dla mnie idealny przykład tego, że żyję właśnie dzisiaj. Wyjazd się skończył, a moje życie trwa dalej i nadal dziękuję za każdy dzień niezależnie od miejsca, w którym się znajduje.
Wiktoria, zdrowiejąca uzależniona.
Dodaj komentarz