Mam na imię Damian i jestem uzależniony. Urodziłem się w 1990 roku w dużym mieście, w którym mieszkałem przez wiele lat. Wychowywała mnie Mama ze wsparciem Babci, ponieważ Ojciec kiedy byłem dzieckiem był już alkoholikiem, który nie interesował się niczym poza tym co wypije i nie mieszkał z nami. Mama z zawodu nauczycielka pracowała ciężko, aby nas utrzymać, zajmowała się domem. Dorabiała udzielając korepetycji i pragnęła, żebym zdobył wykształcenie takie jak Ona, siostra i większość Rodziny, czyli wyższe przez co była bardzo wymagająca. Od najmłodszych lat czułem na każdym kroku presję ponosząc za każdy błąd w zachowaniu bądź gorszy stopień, konsekwencje. W szkole nie czułem się dobrze, ponieważ brak pieniędzy przekładał się na to, że nie mogłem mieć modnych ciuchów, gadżetów, komputera i tego co mieli inni – to wszystko wpłynęło na to, że stałem się ofiarą szkolnych drwin. Miałem marzenia, pragnąłem miłości, akceptacji, ale rzeczywistość na każdym kroku mnie przygniatała i coraz bardziej uciekałem w swój świat. Patrzyłem na niektórych chłopaków z osiedla i chciałem być jak oni, tacy: po prostu wolni, szanowani, błyszczący. Jak tylko do mojej klasy trafił jeden z takich to od razu robiłem co mogłem, aby mnie zaakceptował i chciał się ze mną zadawać. Końcówka roku szkolnego kończącego szkołę podstawową (6 klasa) to jak się później okazało była moją końcówką. Z nowym kolegą zamiast do szkoły chodziliśmy okradać ludzi, co bardzo mi się podobało, bo dawało mi nie tylko pieniądze, ale sprawiało, że to nie ja się bałem tylko mnie się bano. Rozboje były naszą codziennością i po którymś z nich ze strony brata kolegi padła propozycja, że za fanty z kradzieży zapłaci nam marihuaną na co się zgodziłem. Już wtedy byłem po kilku upiciach się alkoholem, ale marihuana była nowością, czymś co wydawało mi się, że doda mi męskości i poklasku w moim nowym towarzystwie, a dodatkowo towarzyszył mi lęk przed tym, aby mnie nie odrzucili jak nie zapalę. Moje pierwsze upalenie się było w piękny, słoneczny wakacyjny dzień i wcale mi się nie spodobało, ponieważ po buchu bądź dwóch nie widziałem do końca co się ze mną dzieje. Nie znałem tego stanu i mnie przerażał, było mi zimno i nie potrafiłem nic powiedzieć, więc uciekłem do domu, w którym moja Mama miała korepetycje co dało mi szansę schować się w pokoju i tak leżąc powtarzałem sobie, że już nigdy więcej tego nie dotknę, aby mi tylko puściło. Oczywiście moje chore wyobrażenie tego jak mogę zapracować na szacunek i akceptację w towarzystwie pokierowało mną tak, że szybko wkręciłem się w marihuanę. Od kiedy zacząłem kraść, przebywać w towarzystwie złodziei i narkomanów czułem się wspaniale, bo już w szkole (jak się w niej łaskawie pojawiłem) nie byłem odludkiem, tylko tym, do którego się garneli i to nie mnie krzywdzili tylko ja ich, co dawało mi olbrzymie poczucie siły przynależności, wyższości i wyjątkowości. Moje grono znajomych powiększało się z dnia na dzień. To co robiłem dawało mi respekt, żyłem jak tylko chciałem mając pieniądze, kolegów, dziewczyny i z czasem im głębiej wchodziłem w przestępczy świat tym bardziej pewny siebie się stawałem. Nie dostrzegałem tego jak bardzo stawałem się pusty pod względem moralnym, emocjonalnym. Tego jak moje życie zaczynało się ograniczać do ślepej walki ze wszystkimi i wszystkim co nie było zgodne z moim chorym systemem wartości. Taki styl życia jaki mi wtedy towarzyszył, wydawał mi się normalny i nie widziałem w tym nic złego, bo przecież było nas tak wielu, a zarazem stanowiliśmy mniejszość w tym świecie, który na tamten czas wydawał mi się taki męski, doskonały i ciekawy. Z czasem jak pogłębiało się moje uzależnienie to do marihuany dołączyła amfetamina, różne tabletki w stylu extasy i zawładnęło to mną do reszty. Moja Mama chciała mnie na siłę ratować znajdując różne sposoby na to, abym trafił do ośrodków terapeutycznych, w których nigdy nie byłem długo. Traktowałem pobyty w takich miejscach jak przygody i uważałem tych co tam byli za dno, którym ja przecież jak wtedy myślałem, że nie byłem. Uważałem, że każdy kto chciał mi pomóc był moim wrogiem na czele z moją Mamą przez co krzywdziłem Ją nie widząc w tym niczego złego, bo to Ona stawała mi na drodze, a przecież nie miała do tego prawa po tym co mi robiła… tak uważałem. Pielęgnowanie w sobie urazy i żalu pozwalało mi nie widzieć w Jej łzach niczego poza teatrzykiem… tak bardzo chora była moja głowa.
Kolejne lata mijały, a ja stawałem się coraz gorszy, moje uzależnienie totalnie mną zawładnęło i w wieku 17 lat po raz pierwszy trafiłem do aresztu co tylko otworzyło mi drzwi do wejścia jeszcze głębiej w przestępczy świat, a przy okazji nauczyło mnie wyrafinowania w tym co robiłem. Przez elokwencję, pozorną zmianę, ukryłem siebie takiego prawdziwego na maksa zbuntowanego, zagubionego, pełnego lęku, smutku i żalu. Stwarzałem pozory twardego, niezależnego, odważnego będąc jednocześnie w środku słabym, zależnym od zdania innych zlęknionym. Ćpałem coraz więcej i więcej nie zważając na to jak dynamicznie w każdym obszarze mojego życia postępuje degradacja i zaraz byłem kolejny raz w ZK, gdzie ponownie przybrałem maskę i manipulowałem otoczeniem jak tylko mogłem nie mając odwagi nawet na namiastkę uczciwości, ale w tym wszystkim jakby chciałem dla siebie po prostu coś ugrać. Trafiłem na Panią Psycholog, która pomimo tego, że kłamałem, manipulowałem i udawałem dotarła do mnie i zasiała we mnie ziarno świadomości tego kim naprawdę jestem i że mogę zmienić swoje życie. Z drugiego wyroku wyszedłem po roku i krótko byłem czysty, a w zasadzie krótko utrzymywałem abstynencje, ponieważ czysty na poziomie myślenia absolutnie nie byłem nawet przez chwilę. W końcu ziarno zasiane we mnie przez Panią Psycholog wykiełkowało w postaci tego, że podjąłem decyzję o leczeniu w ośrodku i pojechałem tam pragnąc tego, żeby zmienić swoje życie i uwolnić się od nałogu. Terapia nie była dla mnie łatwa, a najtrudniejsze było zdobycie się na uczciwość, na którą do końca się nie zdobyłem. Mój perfekcjonizm, duma, elokwencja, błyskotliwość dała mi możliwość w połączeniu z nieuczciwością do odbycia terapii po swojemu, czyli wierzyłem, że postępuję właściwie i lepiej wiem, że ta wiedza, którą posiadałem pozwoli mi zmienić swoje życie, a nie, że jest tak jak mówią, że jest to dopiero początek drogi. Dla mnie to był koniec tej drogi i czułem, że jestem uzdrowiony.
Po leczeniu udałem się do innego miasta, podjąłem pracę, poznałem fantastyczną Kobietę, miałem fajnie zagospodarowany czas wolny i żyłem jak normalny człowiek. Naiwnie, ale zapomniałem o mojej chorobie, która podstępnie szykowała się na to, aby kolejny raz mnie usidlić. Miałem wiedzę i narzędzia, ale nie potrafiłem, a także z poczucia wstydu, iż jestem uzależniony nie chciałem z nich korzystać, bo przecież moje otoczenie nie mogło wiedzieć, że jestem uzależniony od narkotyków. Nie byłem gotowy na to, aby zrobić wszystko by pozostać czystym. Dopuściłem do tego, że dałem sobie przyzwolenie na ten jeden raz, bo miałem już tyle abstynencji, że nie mogło mi to zaszkodzić… w to wierzyłem. Przecież byłem normalnym człowiekiem. To jak powróciły stare schematy było zaskakująco szybkie i nawet nie wiem kiedy byłem ponownie na dnie niszcząc wszystko co miało dla mnie wartość. Wróciłem na drogę przestępczą do świata jak dzisiaj wiem pełnego zawiści, krzywdy i chorego poczucia lojalności. Znowu postępowałem tak, aby być klepanym po plecach przez pseudo przyjaciół krzywdząc innych, a także siebie. Znalazłem się tam, gdzie być powinienem, czyli w zakładzie karnym z wyrokiem tym razem ponad 10-letnim. Obecnie jestem tutaj już prawie 6 lat i ten czas jest dla mnie bardzo wartościowy, ponieważ dzisiaj wiem, że wyrok jaki mam jest dla mnie łaską od mojej Siły Wyższej jaką jest Bóg, który widząc co robię znalazł tylko taki sposób, aby mnie uratować.
W trakcie odbywania kary pozbawienia wolności również moje uzależnienie w chwili, kiedy nie zrobiłem tego co dziś wiem, że mogłem zrobić – dopadło mnie z olbrzymią siłą. Byłem w ciągu, który mnie strasznie wyniszczał, ale to także uważam, że miało miejsce, bo tak miało po prostu być. Dzisiaj jestem czysty od 22 miesięcy i jestem szczęśliwy, że trafiłem na terapię w ZK Łowicz dostając od Boga dar pozwalający mi mieć otwarty umysł i serce, ponieważ jadąc na terapię byłem przekonany, że już wiem wszystko i potrzebuję jedynie pochylić się nad aspektem dotyczącym nawrotów choroby. Jednak to nie było tak jak myślałem, bo dzięki temu, że miałem otwarty umysł zrozumiałem, że wszystko potrzebuję zacząć od nowa. Dostrzegłem to, że prawie nic nie przepracowałem, a moja wiedza była powierzchowna, zacząłem rozmyślać nad tym czy w ogóle byłem gotowy, aby zmienić swoje życie. Spojrzałem na wszystko inaczej i przestałem udawać, że wszystko wiem i wszystko idzie mi jak z płatka. W kwestii emocji oraz uczuć nie tylko nauczyłem się jak sobie radzić kiedy pojawiają się te trudniejsze, bądź pozytywne, mogące doprowadzić do niebezpiecznej skrajności, ale co najważniejsze stały się dla mnie ważne uczucia innych. Moje plany w poszczególnych obszarach pomimo jeszcze ponad 4 lat do końca kary są konkretne, a jednocześnie elastyczne, ponieważ wiem, że nie będzie tak jak ja tego chcę. Chcę dalej naprawiać poszczególne obszary, aby cieszyć się życiem i dawać szczęście, mój system wartości uległ radykalnej zmianie i pierwsze miejsce w nim zajmuje czystość, gdyż tylko ta wartość w moim przypadku daje mi możliwość spełnienia i uczciwego postępowania w zakresie innych bardzo ważnych dla mnie wartości. Zyskałem świadomość tego jakie mechanizmy we mnie mogą zacząć działać i co mam zrobić kiedy je dostrzegę. Nauczyłem się wyrażać swoje zdanie zyskując zdrowe poczucie własnej wartości. Poznałem cały schemat postępowania nawrotu choroby i wiem jakie są sygnały dla mnie ostrzegawcze, mam świadomość swoich wyzwalaczy, w moich relacjach zakończyłem te które mogłyby w przyszłości stanowić furtkę do powrotu do świata przestępczego i ćpania. Diametralnie zmieniły się moje przekonania w wielu kwestiach, zrozumiałem istotę swojego uzależnienia i stałem się gotowy, aby iść dalej, rozwijać się duchowo i moralnie.
Tak po ukończeniu terapii (przyp. więziennym oddziale terapeutycznym) dostałem od Boga siłę, aby prosić o Program, o którego niesamowitych efektach słyszałem na mitingach, na które zacząłem uczęszczać w tej jednostce, ponieważ cały czas wiedziałem, że jeszcze wiele mam do zrobienia, żeby po prostu stać się wolnym, dobrym człowiekiem. Kiedy rozpocząłem od uczciwego realizowania sugestii zarówno tych codziennych jak i mojego Sponsora, poczułem jak tak naprawdę jestem jeszcze słaby i zagubiony w tym wszystkim. Pierwsze dni klękania na kolanach do modlitwy pomimo tego, że jestem możliwie na najlepszej celi do dalszego rozwoju były dla mnie ciężkie jak nie wiem co. Jak to robiłem pociłem się tak jak podczas ćwiczeń, a teraz klękam z dumą, bo dostałem prawdziwą siłę do działania. Nieraz pojawiały mi się myśli, żeby coś powiedzieć Sponsorowi, aby tego nie robić, cały czas moja chora głowa szukała drogi na skróty chociaż znowu byłem świeżo po terapii i przecież chciałem żyć inaczej będąc czystym. Niektóre rzeczy wymagają u mnie poza modlitwą, wewnętrznego dialogu mówiącego, że skoro na początku zadeklarowałem się do tego, iż jestem gotowy, aby zrobić wszystko to robię, a nie wymiękam. Poczułem jak dzięki już sugestiom zaczynam czuć się zupełnie inaczej, zaczynałem nie tylko wiedzieć, iż chcę być czysty, ale to czuć. Dostałem od Boga prawdziwą siłę do działania. Przyszedł czas, aby zacząć stawiać Kroki i byłem tym zafascynowany pokładając w Programie Dwunastu Kroków wielką nadzieję. Samo uczciwe uznanie swej bezsilności nie było dla mnie proste, ponieważ gryzło się z moim egocentryzmem. Bóg dał mi tę łaskę, że się na to zdobyłem, następne kroki również nie były dla mojej chorej głowy takie oczywiste. Czasami wydawały mi się wręcz niemożliwe do postawienia, ale z każdym stawianym Krokiem, każdym miesiącem na Programie, z każdym pokonaniem swoich demonów dostawałem łaskę być gotowym iść dalej. To jest niesamowite, ile krzywdy wyrządzonej zarówno innym jak i sobie dostrzegłem. Zupełnie inaczej zacząłem patrzeć na to jak żyłem i co się działo. Oddaję swój los każdego dnia Bogu, który jest moją Siłą Wyższą co kiedyś było dla mnie nie do pomyślenia. Już nie tylko chcę, ale i zacząłem pragnąć całym sercem innego życia, niż dotychczas prowadziłem. Dostałem siłę, aby dostrzec istotę swoich błędów. Przestałem obwiniać innych, chować urazy, żyć pragnieniem zemsty tylko Bóg wprowadził w moje relacje wybaczenie, życzliwość, uczciwość, dojrzałem do zamknięcia wielu niepozamykanych rozdziałów z przeszłości poprzez także zadośćuczynienie jak i wybaczenie. Od kiedy jestem na Programie także zyskałem fantastycznych przyjaciół takich, o których nawet nie marzyłem, że mogę ich mieć, dzięki czemu dostałem od Boga kolejną wskazówkę mówiącą wprost jak ważny dla mnie i mojej czystości jest drugi człowiek. Jak działam, to żyję i mam zaszczyt przekazywać dalej to co sam dostałem. Moje doświadczenia już nie są dla mnie ciężarem tylko stały się darem, który mogę wykorzystać będąc narzędziem w rękach Boga. Dzisiaj jak to piszę mija rok od pierwszego mojego czytania Sponsorowi w ramach Programu Dwunastu Kroków. Chociaż zarówno tutaj jak i po drugiej stronie muru dzieją się dla mnie rzeczy trudne, a czasem nie do końca zrozumiałe to wiem, że jest po prostu tak jak być powinno. Wszystko ma miejsce po coś i daje mi kolejne doświadczenia, które chcę wykorzystać na dalszej drodze zdrowienia. Zdaje sobie sprawę z tego i cały czas niewiele wiem i dalej proszę Boga o czysty dzień, wskazówki, siłę oraz pogodę ducha i to dostaję. Dzisiaj jestem czysty, szczęśliwy oraz nareszcie wolny. Dziękuję Bogu za dar Wolności, który także dostałem po wielu latach zniewolenia, za otwarte oczy i umysł dzięki czemu wiem jak wiele mam jeszcze do zrobienia. Działam, bo chcę żyć, a prawdziwe życie to jest postępowanie zgodnie z tym jak dzisiaj wiem prostym Programem.
Damian, zdrowiejący uzależniony, ZK Łowicz 🕊️
Dodaj komentarz