Mam to głęboko w.. powierzaniu

Ostatnio w rozmowie z przyjacielem wpadła spontanicznie taka perełka, która jest w tytule tego wpisu. Pięknie wpasowuje się w to co mnie ostatnio spotyka, a raczej robię swoje a efekty tych działań powierzam. Choć mój przyjaciel chciał użyć docelowo, że o co innego głębokiego mu chodziło, ale powiedziałem.. „powierzaniu” i nasze spojrzenia były porozumiewawcze. Wszak czy to nie jest właśnie ta wolność osobista? Żyć Programem Dwunastu Kroków, starać się stosować zasady duchowe, być dobrym człowiekiem, nie robić innym obrachunków moralnych, godzić się z tym czego nie mogę zmienić, zmieniać to co mogę zmienić i być mądrym tylko na tyle, aby odróżniać jedno od drugiego. Żyć w zgodzie z sobą, realizować się, spędzać czas w taki sposób by móc przeżywać radość. Może to jest i trochę beztroskie, ale życie w ten sposób sprawia, że zrzuciłem z serca ciężki głaz. Życie tu i teraz, zdrowienie z pasją, obcowanie z fantastycznymi ludźmi, realizowanie się na drodze zawodowej i akademickiej, spełnianie dziecięcych marzeń, podróże i zbieranie doświadczeń do plecaka. Tak, zdrowienie jest podstawą tego wszystkiego co dzieje się w moim życiu teraz, że z przyjacielem w tym tygodniu wyjeżdżamy kamperem powłóczyć się po Bieszczadach, a może, gdzie indziej – o to chodzi, nie tkam tych dni, które jeszcze nie przyszły nicią oczekiwań. Jesteśmy umówieni, że po prostu jedziemy, dokąd? Zobaczymy. Napiszę, że w Bieszczady, a się okaże, że pojedziemy do Kołobrzegu, to ktoś powie, że jestem oszustem. Czyż wyjazd nie jest sensem samym w sobie? Często powtarzam, że nie ważne, gdzie, tylko z kim. I to jest ważne w moim zdrowieniu żebym się posługiwał sprawdzonymi kluczami i w ten sposób dbam o swoją pogodę ducha, która jest synonimem równowagi wewnętrznej. Znajomi mnie pytają czy nie mam jakiś zobowiązań i co ja właściwie robię w swoim życiu, że mam czas się z nimi spotykać. Niezły paradoks, odważyłbym się pójść krok dalej i zawnioskować, czy jest im głupio, że to oni nie mają czasu się spotkać? Życie jest tu i teraz. W czynnym uzależnieniu odpisywałem po tygodniu albo oddzwaniałem „siemasz, dzwoniłeś tydzień temu co tam?”. Dość mam użalania się w swoim życiu, umartwiania się co to będzie, jak to będzie. Zdrowienie i relacja z Siłą Wyższą pokazała mi, że to na co mam wpływ to zaledwie jakieś ziarenko piasku na pustyni, czy też kuwecie, którą trzeba ogarniać. Dość w życiu z grymasem srającego kotka na pustyni. Mam wpływ wyłącznie na moje zdrowienie. Dzieląc się tym doświadczeniem to szczerze miałem tylko tytuł, a reszta to po prostu piszę co u mnie, więc chcąc nie chcąc wpisuję się świetnie w to czym jest i do czego służy blog.

Podejmuje w życiu pewne działania, zakładam sobie cele oraz akceptuję to, że życie i realizacja tych wszystkich wytycznych to proces. Podstawą podstaw jest często odrzucenie natychmiastowej gratyfikacji, odróżnienie marzeń od chciejstw od obsesji, odpuszczenie kontroli i wisienką na torcie jest – doświadczania tego życia tu i teraz. Myślę, że nie tylko osobą uzależnionym zdarzyło się brać udział w różnych wydarzeniach, które się nigdy nie odbyły, z okazji zarwanych nocy i całych wodospadów oczekiwań, nierealnych filmów i gdybania co by było. Warto wyjść z własnej pułapki na samego siebie, żeby się biczować, że tego nie mogę, tamtego nie wypada itd. W takich sytuacjach zawsze przytaczam historie mojego znajomego, który mieszkając w wieżowcu wychodził na balkon rano przed pracą i praktykował tai-chi, a widownią był cały budynek, który miał naprzeciwko. Upłynęło trochę wody w Wiśle i z tych wszystkich osób, które chętnie komentowały wyczyny mojego kolegi, że coś z nim jest nie halo i inne „dopingujące” teksty typowo polonocentryczne dołączyły do niego. Dziś już jest kilka osób w tych dwóch blokach, które zaczynają dzień od tai-chi. Kropla drąży skałę, a przyciąganie ma ogromną moc. Najważniejsze to jest zachować determinacje i podjąć decyzję o tym, że prócz całego sztabu wewnętrznych krytyków i malkontentów jest jeszcze mnóstwo takich wampirów energetycznych w otoczeniu. Kolejnym kluczem jest to, że jesteśmy wolni. Sytuacja jest trudna, możemy wyjść. Pomyślcie o osobach, które są zamknięte bądź pozbawione wolności i chcą się zmienić. Jeśli w celi pojawiają się narkotyki i emocje sięgają zenitu, oni nie mogą po prostu wyjść i ochłonąć. Masz dylemat czy iść na miting czy nie iść, jeśli nie masz ciekawej zdrowieniowej alternatywy to mój znajomy powiedziałby, żebyś zapierdzialał. Z powierzaniem jest taki pewien klasyk, że jeśli trzymasz pieniądze w banku to nie chodzisz co chwilę i nie sprawdzasz, czy tam dalej są w formie banknotów i monet. Po prostu wpłacasz je i powierzasz nad nimi opiekę swojemu banku. Tak samo jest z życiem, z każdą podjętą przeze mnie decyzją staram się jej efekt powierzyć. Dziś na Facebooku wskoczyło mi pewne ciekawe szkolenie roczne na które już chciałbym się zapisać, ale zastanowiłem się i szczerze to nie mam przestrzeni na trzecią szkołę, pracę, służbę, życie osobiste. Tzn. jestem uzależniony, chętnie bym wziął sobie na głowę kolejną szkołę, ale odbiłoby się to na zdrowieniu. Szkoła mi nie ucieknie, a wiem, że we wszystko mogę wchodzić jak w masło kompulsywnie. Kluczem w tym wszystkim jest dbanie o siebie i umiejętne regenerowanie się. Dbanie o sen, o aktywność fizyczną, o aktywność umysłową, aby odżywiać się w miarę zdrowy sposób, o to, że urlop to z definicji jest odpoczynek od pracy, a nie czas, w którym robię te wszystkie rzeczy i te wszystkie „prace”, których nie miałem kiedy zrobić. Planowanie to nie gdybanie. Jest takie piękne określenie w języku polskim, które świetnie pasuje do tematu powierzania – mierz siły na zamiary. Tego Wam życzę, żebyście również dbali o siebie i dali sobie czas na odpoczynek. Wszystko na tym świecie jest dla nas, ale nic nie jest nasze na zawsze. Życie przemija, można je przećpać, przegrać, przepracować, prześliznąć się, przekombinować, przekłamać, przemyśleć, spędzić całe życie w przeszłości bądź w przyszłości, ale to życie jest tu i teraz. Przeżyć najbliższe pięć minut, reszta to wyobraźnia. A czy podstawą nie jest to żebyśmy nauczyli się odmawiać i rezygnować? Wielu poradziło sobie z demonami przymusu zażywania i zrezygnowania z dotychczasowego życia. Wiem, że jako osoba uzależniona chciałbym siedzieć jedną dupą na pięciu weselach, a jeszcze się taki nie urodził, który by tak umiał. Życie to decyzje, a życie i zdrowienie jest teraz.

Na początku był chaos

A w zasadzie przynajmniej dwa.

I to właśnie ten chaos zmęczył mnie tak bardzo, że postanowiłam to zmienić. Oczywiście przekonana, że pozbędę się chaosu, który pochodzi od uzależnionego to odzyskam spokój i życie. Mimo, że nie byłam typowym przykładem współuzależnienia, bo umiałam zadbać o siebie, o swój rozwój intelektualny czy potrzeby – jakkolwiek je pojmowałam, byłam ogromnie zmęczona. Bezradna i ciągle przestymulowana. Jakże wielkie było zdziwienie, kiedy w końcu jednocześnie z terapią uzależnionego zostałam przez niego poproszona dla naszego dobra, o moją własną terapię, że ten kij ma dwa końce.

Moje wyobrażenie o sobie samej z wtedy budzi wciąż rozkoszny i czuły uśmiech w sercu. Bo w zasadzie jak można zalecić terapię komuś kto doskonale żyje? Jest idealny i osiąga więcej niż inni. Robi to czego inni się boją i nad wszystkim, dosłownie wszystkim ma doskonałe wyniki w kierownictwie. Wszystkimi i wszystkim w koło. Czego się nie chwyci to zawsze zrobi na 100% albo i więcej. Nigdy się nie poddaje. Ach, gdyby tylko cały świat potrafił żyć tak doskonale jak ja. Chodzące dobro. I ok, dziś też wiem, że jestem dobrem i cudem, ale mam świadomość, że jak każdy mam też drugie oblicze. Akceptuję to i przytulam. Bo oto właśnie taka jest cena za bycie człowiekiem. A ja wciąż nim jestem i nigdy nie przestałam być.

Później poszło już szybko. Pierwsza pycha upadła.

Pierwsza Wspólnota dla współuzależnionych, na którą odesłał mnie prośbą terapeuta. Program Dwunastu Stopni. Siła Wyższa znowu złamała moją pychę, bo sama nie umiałam upaść. Postawiła przede mną anioła, który swoim byciem zachęcił mnie do zmian. Wtedy pierwszy raz zrozumiałam, że chciałam żyć w spokoju, bez tej całej presji, nie udając nikogo ani nie wypierając prawdziwych emocji. Pierwszy raz pozwoliłam sobie poczuć, że zasługuję na więcej. I sięgnęłam po ten dar.

Tak. Byłam gotowa.

Od tamtego czasu zmiany to jedyna pewna rzecz w moim życiu. Kocham to jaką wolność mi dają. I lekkość na każdym kroku. Kiedy już potrafiłam identyfikować potrzeby mojego serca, zmieniłam wspólnotę i tak trafiłam do Nar-Anon, żeby nadal czerpać dla siebie i jednocześnie dawać innym. Ponownie podjęłam pracę na Programie a mój kolejny anioł w zasadzie nie spełniał moich oczekiwań i uczył mnie zupełnie innego patrzenia na siebie. I zawsze będę Jej wdzięczna, choć na początku miałam do niej więcej uraz niż motywacji do działania. Ale czułam, że to jest bardzo potrzebny mi proces. I nie tylko ten jeden. Powoli uczyłam się, że właśnie tam, gdzie jest trud, tam jest potęga mojego rozwoju bo upadają ograniczenia.

Po drodze były kolejne terapie, lekcje nauki komunikacji z otaczającym mnie światem.

Różne procesy, które pomagają mi zrozumieć i poskładać moją obecność tutaj. Sens i znaczenie. Pozwalają mi być bliżej Siły Wyższej i bliżej siebie samej. Często są to głębokie procesy jak ponowne narodziny. Poznawanie siebie jest dla mnie procesem ułatwiającym zmiany. Poznawanie tych wszystkich procesów, które zadecydowały o tym kim byłam i jaka byłam, pomagają mi stawać tym kim zawsze pragnęłam być. Kiedy zrozumiałam, że robiłam na tamtą chwilę tak jak umiałam, operowałam narzędziami jakie miałam to nie potrzebuję poczucia winy. I z uśmiechem spoglądam na siebie sprzed lat. Robiłam tylko wszystko, żeby przeżyć. I robiłam to tak jak mnie uczono czy przekazano.

Potykam się nadal. Nadal potrafię zachować się po staremu, ale zawsze jestem dalej niż wczoraj. A bliżej siebie. Kiedy spotykam się z nawrotem już dziś nie jestem sama. Moja Siła Wyższa, jest bliżej niż kiedyś, bo jej pozwalam. Ona zawsze wie szybciej i lepiej. Nie zawsze umiem to uznać.

Nar-Anon jest działaniem Siły Wyższej, pola nieskończonej miłości, gdzie mogę zobaczyć siebie z boku, oczyma innego człowieka, gdzie mogę czerpać doświadczenie innych, kiedy sama nie mam pomysłu, powierzam, a często to właśnie tam przychodzą odpowiedzi i rozwiązania.

Ogromnie pomocna jest bliskość NA, gdzie często mogę być świadkiem nowego życia w radości i spełnianiu woli Siły Wyższej co do naszego bycia tutaj. W tym wszystkim jest jeszcze coś ważnego – zrozumienie istoty choroby uzależnienia, której tak łatwo nie przychodzi mi zrozumieć w relacji z bliskimi uzależnionymi. I stamtąd to zrozumienie przynoszę do mojego domu, do relacji i rodziny.

Dzięki uzależnionemu dostałam również nowe życie. Czy on z tego daru korzysta czy nie, nie zależy ode mnie. Mam swoje życie i swoje pęknięcia, które również potrzebują zaopiekowania i nie mogę ich traktować warunkowo przez pryzmat innych. Dzięki Nar-Anon uczę się, że moje szczęście i spełnienie jest moim skarbem i zależy ode mnie. Dziś jestem szczęśliwa na tyle, na ile sobie sama pozwolę, bo jestem duża i to nie leży w gestii innych ludzi.  

Nar-Anon to rodzina, której zawsze potrzebowałam. Przyjmują mnie z tym z czym przychodzę. Nie pomagają tkwić mi w roli ofiary a pomagają rozłożyć skrzydła. Akceptują moje wady i pomagają odkryć czy docenić zalety.  Tam odkryłam siebie i moją prawdziwą twarz. Prawdziwą istotę mojego bycia.

Dziś wiem, że Nar-Anon przetrwa beze mnie, ja nie przetrwam bez nich.

Katarzyna, zdrowiejąca współuzależniona. 🍀

Luksusowe problemy

Mój przyjaciel Piotr zwykł mawiać, że problemy, które ma teraz są w porównaniu do tych z czynnego uzależnienia wręcz luksusowe. Bardzo mi się spodobało to określenie i w pełni się z nim identyfikuję. Posiadając bagaż doświadczeń w zdrowieniu i zestaw narzędzi począwszy od uznania bezsilności, akceptacji i otwartości umysłu o czym pisałem w poprzednim wpisie. Świadomość tego, że z definicji problemu można wysnuć wniosek, że problem jest wtedy, gdy jest jakieś rozwiązanie. I tutaj wchodzi on, cały na czarno, czyli lęk. Warto w tym miejscu rozróżnić lęk od strachu. Strach jest emocją, która występuje u nas w wyniku realnego zagrożenia, jest pierwotną i wdrukowaną w nas od zarania dziejów. Lęk natomiast jest taką sumą wszystkich strachów, obaw, fobii, trosk, zmartwień, prób kontroli i bardzo często nierealnych oczekiwań i dysfunkcyjnych przekonań. Z góry zaznaczę, że te zarówno lęk i strach są potrzebne. Mogę jeszcze tutaj dodać, że lęk jest uczuciem czy też poczuciem, a z definicji uczucia różnią się od emocji tym, że dotyczą tego co już znamy i mamy na ten temat pewne wyobrażenie. Często można spotkać się z taką sugestią, aby odróżnić lęk od strachu. Coś realnego, zagrażającego życiu tu i teraz od lęku, że coś może się np. dopiero wydarzyć (prawdopodobnie w ogóle się nie wydarzy). Również w rozmowach z innymi uzależnionymi często pada pewne stwierdzenie o tzw. lęku przed lękiem. Nazwanie moich emocji po imieniu pozwoliło mi zrobić ogromny krok ku wolności osobistej, którą otrzymałem w realizacji Programu Dwunastu Kroków. Swój udział w tym również niezaprzeczalnie miały ukończone przeze mnie terapie uzależnień, ale wiecie tego jeśli raz się nauczyłem to się nie zapomina, jeśli tylko będę to regularnie ćwiczył. Duchowy fitness jak to zwykłem czasem mawiać, ponieważ o umysł i ciało raczej nie trzeba tłumaczyć jak dbać, ale o duchowość już tak. Spójrzmy prawdzie w oczy, czyli z odwagą spójrzmy w otchłań lęku.

„Rozwijaj siłę ducha by w nagłym nieszczęściu mogła być tarczą dla ciebie. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni. Wiele obaw rodzi się ze znużenia i samotności.”

Taką perełkę możemy przeczytać bądź usłyszeć w Dezyderacie. Myślę, że jest w punkt. Anonimowi Depresanci zwykli mówić o tych myślach „stinking thinking” jako śmierdzące i co można zrobić, aby przestać się nad nimi użalać. Anonimowi Alkoholicy pochylają się nad zastąpieniem chorego myślenia w zdrowe, a Anonimowi Narkomani o przywróceniu równowagi wewnętrznej. Oczywiście idea Dwunastu Kroków jest taka sama i robiąc ten krótki przegląd trzech różnych Wspólnot Dwunastokrokowych to tylko po to, aby zebrać to w całość doświadczenia i móc z nich czerpać na przyszłość. To, że zażywałem narkotyki było spowodowane tym, że nie byłem wystarczający dobry w emocje, w relacje, w życie. Dziś z perspektywy czasu myślę, że choroba uzależnienia to choroba emocji i relacji, czy też więzi, a raczej ich braku. W Programie zdałem sobie sprawę, że są trzy najistotniejsze relacje: z B/bogiem, drugim człowiekiem i samym sobą. Będąc w dobrych relacjach z samym sobą jest duże prawdopodobieństwo, że będę w dobrych relacjach z drugim człowiekiem. Miłość Siły Wyższej do mnie jest nieskończona i tutaj jest istotne to żebym to ja się na nią otworzył. Żeby mieć dobre relacje trzeba umieć nazywać swoje potrzeby, odróżnić realne oczekiwania od nierealnych, mieć kontakt z samym sobą (emocje). Zrozumieć, że te emocje mnie nie zabiją i są mi niezbędne do życia. Te wszystkie nieprzespane noce, te wszystkie wyobrażenia, które były kiedyś, ten bardzo silny egocentryzm ładnie spiął w całość Éric-Emmanuel Schmitt: „Kto powiedział, ze noc jest od spania? Nie, nie, proszę państwa, noc jest właśnie od niszczenia sobie życia. Od analiz tego, co było już i tak zanalizowane milion razy. Od wymyślania dialogów, na które i tak nigdy się nie odważymy. Noc jest od tworzenia wielkich planów, których i tak nie będziemy pamiętać rano. Noc jest od bólu głowy do mdłości, od wyśnionych miłości„. Osobiście bardzo się z tym identyfikuję, a sama twórczość tego autora również ma swoje odzwierciedlenie w arcyciekawym audiobooku (zwłaszcza pod względem tych trzech wspomnianych relacji) wydanym przez Raj Media: „Planeta ludzi. 12 kroków nie z tej ziemi – Ks. Marek Dziewiecki”. Dlatego spinając to wszystko całość i posiadając te wszystkie wspaniałe narzędzia, które sprawiają, że jestem otwarty a zarazem uważny to spotykające mnie „problemy” traktuję z ciekawością. To nie problemy sprawiają, że coś jest trudne, ale to emocje, które im towarzyszą. Przez większość swojego życia uciekałem od problemów, a dokładniej od przeżywania emocji z nimi związanymi w narkotyki. O prokrastynacji też już pisałem na blogu. Dużo mi też pomogło to co usłyszałem na mitingach, czyli to, że każdy człowiek ma swoje lęki, że zawsze w obliczu zmian jest lęk, a im ważniejsze zmiany w życiu ten lęk jest większy ponieważ, wiążę się z poczuciem odpowiedzialności i egocentrycznie chciałbym, żeby każdy mój wybór był trafny. Błądzić jest rzeczą ludzką, a najważniejsze jest nie popełniać tych samych błędów licząc na inny rezultat. Na moje problemy życiowe otrzymałem zasady duchowe, które staram się stosować we wszystkich sferach mojego życia i mogę stwierdzić, że staram się przejść przez życie godne, choć mogło się wydawać, że to życie przepełzam. Jestem wdzięczny, że aktywnie biorę udział w swoim życiu nie uciekając przed życiem ani przed śmiercią.

Zamknięty umysł

Zakład Karny to dość specyficzne miejsce i choć w moim czynnym uzależnieniu było blisko żebym sam tam trafił jako osadzony. W sumie w wyniku różnych perturbacji życiowych to nawet nastawiałem się psychicznie na to, że pójdę leżeć, czy też jak to się czasem ironicznie określa „pojadę na dłuższe wakacje”. Finalnie skończyło się wyrokiem w zawieszeniu, ponieważ nie udowodniono mi handlu a „tylko” posiadanie. Miałem okazję odwiedzać różne spośród tych instytucji zarówno jako odwiedzający czy też wysłać listy bądź przekazywać paczki. Paradoksem jest to, że w swoim zdrowieniu wylądowałem w Zakładzie Karnym. Tym razem również nie jako osadzony, choć znam takie przypadki, że czasem ktoś odbywa karę będąc już w zdrowieniu w ramach konsekwencji swojego czynnego uzależnienia. Co ciekawe wiele z tych osób pozostaje do dziś czystymi. Trafiłem tam z posłaniem NA w ramach komitetu ds. Szpitali i Instytucji. Pamiętam to jak by było wczoraj, choć już sporo już mitingów minęło od tego czasu. Czułem ogromny lęk przed wejściem na oddział, tego jak to będzie, czym tam z chłopakami mogę się podzielić, czy przekażę im coś wartościowego? Dziś nie wyobrażam sobie mojego zdrowienia i mojego Kroku Dwunastego bez chodzenia z posłaniem do więzienia, ośrodków terapii uzależnień i wszędzie tam, gdzie jest zainteresowanie specjalistów, studentów Wspólnotą Anonimowych Narkomanów.

Ale co to ma do zamkniętego umysłu? Myślę, że ma bardzo dużo, dlatego też znalazłem przestrzeń na pisanie i podzielenie się tym co mi zaświdrowało w głowie. Usłyszałem to od mojego Sponsorowanego, z którym dzieliłem się Programem Dwunastu Kroków „przez mur”, a dokładnie przez Skype. Czuję ogromną wdzięczność za naszą relację, którą udało nam się nawiązać i móc towarzyszyć w pracy na Programie. To refleksją, którą od niego usłyszałem jest to, że prawdziwe więzienie jakie jest to to w naszych głowach z powodu zamkniętego umysłu i tkwienie w przekonaniach, etykietach, wygodnictwie, oporze do zmian. To, że będąc odizolowanym można pomyśleć od społeczeństwa, bo taka jest idea tego środka zapobiegawczego zwanego więzieniem, czyli izolacja. Niestety więzienia są, były i będą, ponieważ nikt jeszcze wymyślił czegoś innego w to miejsce. Podpisuję się pod tym dwoma rękami, że największe więzienia to te, w których zamykamy się sami we własnych (chorych) umysłach. Na pierwszym mitingu jakim byłem w więzieniu wydarzyło się mnóstwo różnych rzeczy, które pokazały mi w jakich silnych jeszcze byłem schematach. Pierwsze to było somatyczne jakby mi ściskało głowę, bo wiedziałem, że nie idziemy do sali widzeń tylko na oddział. Drugie to było jak szedłem pierwszy z naszej grupki osób, które niosło posłanie i strażnik wyciągnął do mnie rękę się przywitać. Wtedy miałem dysonans poznawczy i zderzenie dwóch światów – mnie z czynnego uzależnienia i mnie w zdrowieniu. Nie wiem, czy ktoś zauważył ten mój wewnętrzny konflikt prócz strażnika, któremu finalnie tą rękę podałem i odrzuciłem stare przekonania i schematy. Myślę, że to doświadczenie bardzo mnie uwolniło i utrwaliło na czym polega różnica abstynencji od zdrowienia, czyli wychodzenie ze starych schematów, zmiana postaw. Czasem bez zażywania narkotyków można dalej zachowywać się tak jak rasowy narkoman. Zdałem sobie z czasem sprawę, ile miałem takich jeszcze kwestii wdrukowanych w moje myślenie. Odrzuciłem je i poczułem ulgę oraz przestrzeń na to, żeby móc wybrać moje wartości za którymi chcę podążać w życiu. Myślę, że w dniu pierwszego mitingu w więzieniu zakończyła się moja wewnętrzna wojna z systemem, bunt i te pseudowartości, które przyjąłem będąc młodym chłopakiem, a w głębi serca gdzieś zawsze czułem, że one nie są moje i jak bardzo robiłem sobie wbrew. Kolejna sprawa to, pamiętam jak dzieliłem się doświadczeniem i otwarcie powiedziałem o tym co czułem na tamten moment, o tym czego doświadczyłem i o tym, że ja stamtąd wyjdę, a oni zostaną oraz, że czuję z tego powodu smutek. I wtedy usłyszałem „spokojnie mordo, my też stąd niedługo wyjdziemy”. Tak naprawdę wtedy poczułem, że ta forma służby jest dla mnie, poczułem ogromną identyfikację i wdzięczność do tych osób, że to po prostu ma sens.

Umysł jest jak spadochron. Nie działa, jeśli nie jest otwarty.” Frank Zappa

Sponsor Sponsora mojego Sponsora, czyli prasponsor zwykł mawiać, że „służba jest pralką egocentryzmu”. Jestem wdzięczny wszystkim napotkanym osobą na wyjazdach w ramach komitetu ds. Szpitali i Instytucji, jeśli chce się trzymać tych słów Jacka to takie wyjścia do Instytucji to istny magiel. Zdarzało się mnóstwo różnych sytuacji, śmiesznych, dziwnych, trudnych, ale dzięki temu, że jesteśmy tam zawsze grupą (w świetle prawa dwie osoby to już grupa, choć w socjologii grupa zaczyna się od trzech osób) zdrowiejących uzależnionych, którzy mają mnóstwo doświadczeń i jestem wdzięczny, że są częścią mojego zdrowienia. Też nie ma chyba większej radości usłyszeć w przerwie jakiegoś mitingu czy nawet zlotu „pamiętam Cię, robiliście miting jak byłem w ośrodku/więzieniu”. To naprawdę nadaje sens życiu poprzez nieograniczoną wdzięczność. To, że za murem są osoby, które pracują na Programie oraz przekazują ten Program dalej. Dzięki wszystkim służebnym w całym kraju takie mitingi i spotkania się odbywają. Choć różnią się od tych „na zewnątrz/na wolności” ponieważ to my idziemy do osób, które nie mogą uczestniczyć w takich mitingach z wolnej stopy więc nie przyjmujemy nikogo do Wspólnoty. Nie zbieramy również dobrowolnych datków w postaci np. papierosów, długopisów itd. Dzielimy się siłą, nadzieją i doświadczeniem w zdrowieniu realizując Program Dwunastu Kroków Anonimowych Narkomanów. Podczas pandemii komitet ds. Szpitali i Instytucji zebrał ponad 20 nagrań video od służebnych, którzy wyrazili swoją gotowość, aby można było ich zobaczyć i posłuchać odtworzonych z płyt dvd w ośrodkach terapii uzależnień i więzieniach, ponieważ mitingi były wstrzymane. Niesienie posłania uzależnionym, którzy nie mają możliwości uczestniczyć w ogólnodostępnych mitingach jest formą mojego wyrażania wdzięczności za to co sam otrzymałem, ponieważ sam poznałem NA, gdy byłem w ośrodku. Koło się zamyka. Trzy zasady duchowe są najważniejsze w zdrowieniu..

Bezinteresowność

Ostatnio na mojej grupie domowej padła propozycja tematu odnośnie do bezinteresowności. Temat został zaproponowany na podstawie przeczytanego na mitingu fragmentu tekstu z literatury Anonimowych Narkomanów: „Życie w czystości. Podróż trwa nadal”. Temat tak mi się spodobał, że postanowiłem go podnieść również tutaj na blogu. Wszak nie będę przytaczał tego co mówili moi przyjaciele na mitingu oraz poza nim, bo też z kilkoma przyjaciółmi rozmawiałem co myślą na ten temat. Jestem Wam ogromnie wdzięczny za każde Wasze doświadczenie i refleksję na ten temat, którym się ze mną podzieliliście. Wierzę, że również Was, czyli czytelników zachęcę do refleksji nad zjawiskiem bezinteresowności. Wszak podobno oddychamy też po to, żeby żyć, czyli mamy w tym swój interes, ale czy przy każdym oddechu myślimy o tym, że jest tak ważny i interesowny? Idąc tym torem to żyjemy, żeby umrzeć cytując klasyka, że życie jest główną przyczyną śmierci. Interesowność można również przypisywać woli, wolności i motywacji człowieka. Słownikowa definicja bycia bezinteresownym jest bardzo krótka: 1. «działający ze szlachetnych pobudek» 2. «będący wyrazem takich pobudek».

Bezinteresowność (od łac. interesse „korzyść, interes, dochód”) – w etyce taka cecha działania podmiotu, przy której celem działania nie jest korzyść podmiotu, ale dobro innej osoby. Bezinteresowność jako cecha działania podmiotu łączy się z altruizmem jako postawą etyczną, przy której człowiek działa dla dobra innych, nawet za cenę poświęcenia dobra własnego.

Powyżej przytoczyłem to co znalazłem w Wikipedii, czyli też takiej platformy, która jest w dużej mierze bezinteresownie uzupełniania przez społeczność zwaną Wikipedianami, którzy często nie są profesjonalistami i naukowcami. Brzmi znajomo? We Wspólnocie Anonimowych Narkomanów również członkowie nie są specjalistami, a wyłącznie dzielimy się siłą, nadzieją i doświadczeniem w zdrowieniu z choroby uzależnienia. Tak też nie jesteśmy organizacją choć jesteśmy zorganizowani jako Wspólnota. Wszak trzy najważniejsze zasady duchowe, które podkreślane są w tekstach Wspólnoty: uczciwość, otwartość umysłu i dobra wola. Kierując się tymi oraz wszystkimi zasadami duchowymi, które otrzymujemy w wyniku realizacji Dwunastu Kroków tu i teraz. Krok Dwunasty mówi nam o stosowaniu ich w życiu codziennym we wszystkich sferach naszego życia, skierowane są do nas samych, drugiego człowieka i Siły Wyższej. Doktor Bob opisał Program Dwunastu Kroków w dwóch postawach: służby i miłości. Mnożymy nasze dary zdrowienia poprzez dzielenie się nimi z innymi. Egocentryzm też w zdrowieniu może wziąć górę, to jest cenne doświadczenie, ponieważ pomaga to często przekuć pychę w pokorę, że najciemniej bywa pod latarnią. Mam ogromną wdzięczność za Dwanaście Tradycji, które chronią nas przed konfliktami wewnętrznymi oraz zewnętrznymi, aby osobiste ambicje nie wzięły góry nad zdrowieniem, a przecież w myśl Tradycji Pierwszej zdrowienie każdego z nas zależy bowiem od jedności NA. Dla mnie Krok Dwunasty jest łamany z Tradycją Pierwszą i mówi mi przede wszystkim o tym jaką postawę życiową przyjąłem dzięki stosowaniu zasad duchowych, które otrzymałem. Chodzi o postawę miłości (bezinteresownej) do drugiego człowieka. Bezinteresowność jest dla mnie postawą – programem, którym staram się żyć najlepiej jak potrafię, choć istota moich błędów często daje o sobie znać. Krok Czwarty, Krok Dziesiąty doskonale wytrącają oręż z rąk motywom, niecnym intencjom, interesowności i oczekiwaniom – bardzo często nierealnym. Kiedyś żyłem programem czynnego uzależnienia, czyli wszystko co robiłem było interesowne, ponieważ moje życie skupione było wokół narkotyków ich zdobywania oraz zażywania. Mistrzostwo manipulacji, sieć kłamstw, intryg, niespełnionych obietnic, krzywoprzysięstwa, zdrady, bezsilność oraz totalny brak zasad. To jak było zdefiniowane jest poprzez to co oznacza dla mnie chorobę uzależnienia. Odwracając pytanie, czyli to co lubię mianowicie, co oznacza dla mnie zdrowienie, to przed wszystkim patrzenie na drugą osobę jako człowieka. Odrzucenie przekonań, stereotypów, etykiet, uraz, schematów i innych skrótów myślowych, które powodują automatyzm w życiu i pozbawiają mnie krytycznego myślenia, uważności, czujności. Przełomowym było chociażby odrzucenie myślenia o kobietach w kategorii uprzedmiotowienia relacji, a spojrzenie i przyjęcie, że kobieta to przede wszystkim człowiek. Tak może i to kontrowersyjne, ale uczciwe, ponieważ choroba uzależnienia jest tak silna jak głęboko tkwią tajemnice i chore myślenie. Zbyt długo żyłem emocjonalnie na poziomie takim, że wyrażałem te uczucia, które wypadało okazać dlatego nieraz osoby uzależnione przyrównuję do osobowości psychopatycznych, tylko, że psychopaci czy też charakteropaci nie nadużywają zazwyczaj substancji psychoaktywnych.

W zdrowieniu prócz sensu życia, który otrzymuję od Siły Wyższej (co też może wydawać się interesowne, czyli żyję po coś) istotna jest sensowna postawa życiowa. Program mnie nauczył, że większość moich uraz wykluwa się z mojego chorego myślenia, lęku, tajemnic, ale też takich wad jak perfekcjonizm, egocentryzm, egoizm i egotyzm. Bezinteresowność mogę przyrównać do miłości do Siły Wyższej, nie rozkminiam, tylko kocham ją jakkolwiek ją rozumiem bądź nie rozumiem. Ta postawa jest oparta na zaangażowanym działaniu, dobrej woli, która jest sensem samym w sobie. Może to być wewnętrznym kompasem, zbiorem zasad, cnót, wartości, celów i godności. Wszak bycie godnym oznacza być bliżej boga. Człowiek na drodze do człowieczeństwa. Relacja z samym sobą jako kluczowa w odrzuceniu oczekiwań, które często prowadzą do cierpienia i rozczarowań. Historia filozofii stawiała już takie pytania czy człowiek rodzi się, czy staje się dobrym, neutralnym czy złym. Myślę, że nieraz się zastanawialiście się też nad tym jak to było u Was. Choroba to choroba, to nie jest klątwa, która nas skazuje na poniewierkę przez resztę życia. To może być moment zwrotny w życiu, który służy przewartościowaniu swoich dotychczasowych czynów, dokonań, czyli zrobienie gruntownego i odważnego obrachunku moralnego własnego życia. Wyciągnięcie z nich wniosków i wprowadzenie korekty postawy, aby spróbować żyć inaczej. Pośród wszystkich religii, które poznałem doszedłem do konkluzji, że wspólnym mianownikiem jest miłość do drugiego człowieka. Bycie dobrym, choć zdaję sobie z tego sprawę, że to nie zawsze się „opłaca”, ale zdecydowanie uszlachetnia. Nie piszę tutaj o byciu dobrym w kontekście słabości bądź „bezkonfliktowości”, czyli o uległości, podległości itd. Bycie dobrym, czyli działanie w dobrym smaku i w takim, żeby to samemu sobie nie zarzucić jakiś odstępstw. Możemy tutaj spojrzeć na kwestię sumienia i tego, czy czyn zły możemy nazwać dobrym (w imię jakiejś „większej” idei”), czy też mniejszym złem. Otóż nie, zło to zło, a dobro to dobro. W innych przypadkach dla mnie to kombinatorstwo i wchodzenie w stare buty. Np. ukradłem bułkę, bo byłem bardzo głodny – czyli, dokonałem złego czynu, ale w imię dobrej idei, czyli tego, że byłem zagrożony i moja potrzeba była bardzo silna. Otóż tutaj mamy do czynienia np. z lękiem o to, że np. bałem się poprosić o tą bułkę, bo byłem głodny. Wolałem ukraść niż poprosić i jeszcze sobie wmówić jaki to jestem zaradny. Docieramy do rdzenia fundamentalnego pytania o życiu – jak żyć? Można życie przepełzać, a można przejść żyć życie godnie, a świat nie przestaje nas wodzić na pokuszenie. Grupy oxfordzkie kierowały się czterema absolutami (tzw. cztery absoluty AA): 1. absolutną uczciwość, 2. czystość, 3. bezinteresowność i absolutną miłość. Na podstawie tych założeń skonstruowano początkowo Program, który składał się z sześciu Kroków, a ostatecznie jego twórcy zawarli w takiej formie, którą znamy dziś, czyli liczbie dwunastu. Dlatego staram się kierować zasadami duchowymi najlepiej jak potrafię, teraz i tutaj, a efekty tych działań powierzam Bogu jakkolwiek go rozumiem. Moje życie jest teraz, dlatego z miejsca staram się przyznawać do popełnianych błędów, gdyż to nie świadczy o słabości, ale o sile pośród całej bezsilności. Zbyt wielu znam ludzi, którzy byli zbyt silni, zbyt długo i zapłacili za to najwyższą cenę. Wiara w dobro, przeradza się w zaufanie, a ono służy pozostaniu czystym i wyciszonym. Chodzi o klucz, czyli o to, że Program przeprogramowuje mnie, gdy ja go przepracowuje i stosuję w życiu. Staram się być dobrym człowiekiem, z akceptacją i bezsilnością wobec tego, że jest dużo zła na świecie, które będzie starać się wytrącić mnie z równowagi.

Świadomość odczuwania emocji w ciele

Zdrowienie z choroby uzależnienia i praca jaką nad sobą staram się wykonywać ciągle mnie zaskakuje. Tym razem kolejnym odkryciem Ameryki postanowiłem się podzielić, a może nawet pochwalić. Nie będę rozwodził się nad tym, czy jest to jakiegoś rodzaju chęć pokazania się, czy okazania namiastki pychy, bo że jestem pyszny to nie podlega dyskusji. Przyglądam się tej wadzie i może kiedyś się tym tematem szerzej podzielę, a może uznam, że powierzę ją Sile Wyższej i zamilknę na zawsze. Fakty są takie, że w zdrowieniu dotknąłem także i tego.

Podzielić się chcę, że ostatnie warsztaty, na jakich byłem pracy z ciałem metodą Lowena, zaczynają we mnie coraz mocniej pracować i rozrastają się niczym drożdże w ciepełku. Jestem bardzo podekscytowany, że potrafię coraz mocniej odczuwać stany emocji, jakie czuję, lokalizuje je w swoim ciele. Jakiś czas temu przyjaciel podsunął mi „podcast” 12 kroków według Felka Alkoholika, w którym Felek dzieli się tym, że Stwórca mówi do nas poprzez nasze uczucia i emocje. Okazało się po raz kolejny w moim przypadku, że można słyszeć, ale nadal nie słuchać. Dziękuję, że mogę te uczucia coraz częściej czuć w swoim ciele, które czasami wręcz krzyczy do mnie. Gdy kręci mnie w brzuchu, mam płytki i szybki oddech, czuję ogromne napięcie w mięśniach, w gardle stają mi „kluchy”. Poprzez swój szeroko rozumiany rozwój osobisty te świadome odczucia w ciele są dla mnie bardzo ekscytujące. Ogromny wpływ na odblokowywanie się tego, co odczuwam ma praca, jaką robię. To, co doprowadziło mnie do miejsca, w którym jestem to niewątpliwie na pierwszym miejscu Wspólnota Anonimowych Narkomanów oraz terapeuci, z jakimi miałem do czynienia w ostatnim czasie – Marek i Irena. Troszkę poczytałem, spotkałem na swojej drodze ludzi, którzy dzielili się ze mną swoim doświadczeniem.

Doświadczyłem medytacji. Coraz więcej szukałem świadomie i podświadomie spokoju i wyciszenia. Odkryłem dzięki Ewie TRE, metodę uwalniania emocji w ciele poprzez drżenia. (polecam zgłębienie tematu). Doświadczyłem warsztatów, o których wspomniałem wcześniej, no i pykło. A pykło tak, że są momenty, które kręcą mnie bardziej niż narkotyki, mówiąc jeszcze bardziej wulgarnie, klepie mnie to strasznie. Pisząc to właśnie czuję ekscytacje i zarazem spokój, mój oddech jest spokojny a w klatce piersiowej czuję delikatnie wibrującą energię. To dla mnie jest cudowne i piękne. Mogę to nazwać, mogę to poczuć zmysłami i mogę to czuć w ciele. Doświadczenia, jakie ostatnio miałem w cielesnej bliskości z drugim człowiekiem pokazały, że to dla mnie bardzo ważne. Jestem heteroseksualny, nie czuje nic do mężczyzn, ale świadome z nimi obcowanie, przytulanie się na „misia”, wpatrywanie się w oczy wyniosły moje zmysły i emocje współodczuwania na zupełnie inny poziom. Odkryłem, że bliskość świadomych mężczyzn jest bardzo potrzebna, że daje mi ogromna energię, spokój i dużą dawkę emocji w ciele, których jeszcze nie potrafię nazwać. Być może będzie to z tych, które po prostu się czuję a są nieopisywalne. Męska energia, pozbawiona podtekstów, głupich uśmieszków i tego, czego doświadczałem wcześniej, że mężczyźni na trzeźwo o uczuciach nie rozmawiają, była dla mnie, osoby przebudzonej, która budzi się do życia po 25 latach ćpania i chlania czymś, czego pragnę doświadczać częściej. Jest wiele tego typu zajęć, warsztatów czy kręgów. Ja na podstawie własnych przeżyć polecam doświadczeń i obcować z taką właśnie energią. Kopiąc w sobie dalej, będąc w relacjach z drugim człowiekiem zacząłem się zastanawiać i obserwować swoje ciało na emocje współodczuwania. Na głowę wiedziałem, że to niby czucie tego samego, co czuje druga osoba, no, ale jak ona się skaleczy to ja nie czuję bólu, tylko jest mi jej po prostu żal. Czuję smutek wyrażony na twarzy i tym, że mięśnie w ciele mam takie sflaczałe i opadnięte. Zupełnie inne emocje są, gdy dzielę z drugim człowiekiem radość, gdy odbieram z ogromną mocą wibrację energii, gdy czuje, że wysyłając to samo, osoba ta czuje to, co ja, czyli rozszerzenie klatki piersiowej, uśmiech na twarzy, szerzej otwarte oczy, spinanie i rozluźnianie się mięśni.

Uczęszczając na mitingi Anonimowych Narkomanów często i mam wrażenie, że nadużywam słowa wdzięczność. Zdałem sobie sprawę, że trudno odnieść mi tą emocje do mojego ciała. Słowo to ma dla mnie ogromne znaczenie, jest wyrazem uznania drugiego człowieka i okazania ogromnej radości i szczęścia w stosunku do zewnątrz. Szukając w ciele jak to jest odczuwać wdzięczność poczułem lekki ścisk w klatce piersiowej schodzący w dół brzucha, a tak właśnie odczuwam lęk. Cytując wspomnianego wcześniej Felka “czujesz lęk, wróć to tu i teraz, Bóg ci mówi, że to nie dla Ciebie teraz”. Zdrowienie z choroby uzależnienia to dla mnie przede wszystkim Program Dwunastu Kroków, praca ze Sponsorem, Sponsorowanymi i wszystko to, co Anonimowi Narkomani mają w swojej szerokiej ofercie. No, ale jak to mówią nie samym chlebem człowiek żyje, ja postanawiam doświadczać równolegle. Jestem na początku każdej z tych dróg, piękne jest to, że wszystkie idą w tą samą stronę, czyli do tego abym w końcu żył i czuł się jak normalny, zdrowy człowiek. Tylko, że ja już nigdy nie będę normalny, jestem narkomanem i alkoholikiem, ale mogę normalnie żyć i cieszyć się życiem mocno!

Romek, zdrowiejący uzależniony.

Zacząć żyć naprawdę

Na początku drogi do zdrowienia zanim podjęłam decyzję wybrania między życiem, a śmiercią nie wybrałam życia. Koszty abstynencji wydawały mi się na tyle wysokie, że wolałam po prostu wybrać śmierć. Największymi kosztami wydawało mi się, że będę musiała wyjść przed samą sobą na światło dzienne. Pozwalać na to, aby nie tłumić emocji, uczuć tych prawdziwych, zważając na to, że nigdy ich nie poznałam, bo od dziecka izolowałam się od nich i bardzo szybko zaczęłam wytwarzać je sztucznie przez środki zmieniające świadomość. Nadal przerażają mnie emocje, uczucia i wszystko co z nim jest związane. Jednak zdaję sobie doskonale sprawę z tego, że jeśli nie będę otwierać się właśnie na nie to długo nie dam rady.

Zanim przyznałam się do tego, że jestem uzależniona przeprawiłam się przez oddziały psychiatryczne i detoksy, a gdy miałam jechać do Monaru, powiedziałam to co powtarzałam, gdy słyszałam, że mam problem „Jestem za młoda na jakieś uzależnienia” i nie docierałam do różnych ośrodków. Wzięłam sobie bardzo do serca i do głowy to co wielu z nas słyszało „Młodość rządzi się swoimi prawami”. Uważałam, że kiedy mam się wybawić, eksperymentować jak nie w tych latach nastoletnich? Uważałam, że to jest normalne, że wszyscy rówieśnicy to robią to, dlaczego ja mam być gorsza. Przyznałam się do bezsilności przed drugim pobytem w szpitalu, gdy będąc w psychozie po narkotykach powiedziałam, że dłużej nie dam rady i chciałam po raz kolejny ze sobą skończyć, ale jak można się domyślić na tym się nie skończyło. Mając osiemnaście lat nie wyobrażałam sobie tego, aby przestać chodzić na imprezy, pić, brać, uważałam, że właśnie to jest życie, a tak naprawdę, było to ciągłe samobójstwo. Choć już rzadko kiedy brałam, bo to było przyjemnością tylko dlatego, że szukałam w czymś nienormalnym normalności i po to, aby jakoś funkcjonować to wydarzyło się wiele złych i traumatycznych przeżyć. Teraz wiem, że dopiero teraz zaczynam żyć.

Zdrowienie jest ciężką pracą, jednak zbieranie tych owoców w późniejszym czasie, które tak naprawdę sami sobie hodujemy jest piękne. Często myślę, że trochę zazdroszczę ludziom, którzy mieli swój „miesiąc miodowy” lub „różową chmurkę”, bo u mnie ten czas trwał parę dni, ale pamiętam, że każdy ma swoją drogę i o tym, że moja Siła Wyższa być może daje mi to co uważa, że jestem w stanie przejść. Kocham moją Siłę Wyższą i jestem wdzięczna za to, że mam w tym roku dwadzieścia lat i żyję, choć powiedziałam bardzo dawno, że jeśli dożyję choć siedemnastu lub osiemnastu lat to będzie cud. A prawda jest taka, że jestem cudem tak jak każdy z Was.  

                                                                                   Wiktoria, zdrowiejąca uzależniona.

Zdrowienie jako wartość

Przyglądając się swojemu spektrum choroby uzależnienia mogę stwierdzić, że będąc wolnym człowiekiem szukałem wolności w substancjach jako świetny regulator uczuć. Każdą emocję, zdarzenie, trudność, sukces kontrowałem substancjami zabierając sobie przestrzeń do celebrowania życia i brania w nim udziału. Choć oszukiwałem się, że żyję na sto procent. Ba! Na dwieście procent. Tak naprawdę uciekałem od życia i od śmierci w świat, który oferowały mi narkotyki. W byciu upiorem nie ma nic cukierkowego, choć wydawało mi się tak kiedy dawałem się porwać wiatru będąc w rauszu i wtapiając się w rzekę ludzi na ulicy. Znasz to uczucie samotności, kiedy po prostu wtapiasz się w otoczenie przypadkowych ludzi żeby tylko oszukać siebie, że nie jesteś samotnym? Ostatnio usłyszałem od pewnego znajomego, że kiedy przestał zażywać narkotyki i zderzył się z rzeczywistością zdał sobie sprawę po co zażywał narkotyki. Jaki jest życia sens? Może to życie jest sensem. Tak jak fakt, że zażywałem narkotyki, żeby żyć i żyłem żeby zażywać w śmiertelnym uścisku cierpienia i beznadziei. Gdyby to odwrócić, że warto zdrowieć, żeby żyć i żyć żeby zdrowieć? No właśnie, ale tutaj pojawia się pewien haczyk, który przypomina o tym, że jestem osobą uzależnioną, która nie ma wpływu już na swoją chorobę, a wyłącznie na zdrowienie, czyli to czy stosuję się do sugestii, zaleceń i nie działam na swoją szkodę, ale i całego mojego otoczenia we wszystkich sferach mojego życia. Mogę zatem odważyć się i napisać, że chodzi o to, że zdrowienie to postawa, to wartość, to decyzja, ale jednocześnie cel sam w sobie. Macie takie momenty w swoim życiu, że zapominacie o tych wszystkich troskach, zmartwieniach, przeszłości i przyszłości i jesteście tu i teraz? To jest myślę pułap, w którym to zdrowe myślenie, działanie objawia zmiany, które dokonały się w życiu. Ostatnio miałem taki moment, w którym zapytany o to jaki mam okres czystości zastanowiłem się czy to już pięć czy sześć lat. Nie przytaczam tego z pychy tylko żeby nakreślić sytuację, że nie chodzi o to, ile już nie zażywam substancji (czyli myślenie wciąż obraca się wokół nich), ale raczej o to, że zacząłem żyć naprawdę i czerpać z tego życia satysfakcję nie obracając całego świata wokoło tego, że nie zażywam przez x lat. Oczywiście jestem zwolennikiem celebrowania okresów czystości i niesienia posłania nadziei w ten sposób, ale podkreślam podejście do życia. Egocentryzm w zdrowieniu też może spuchnąć do szkodliwych rozmiarów i „dobre chęci będą brukować piekło” . Osoba, która zaprzestaje zażywania czy to wieloletniego, czy też krótszego, ale intensywnego, że ma podstawy do tego, żeby zidentyfikować się jako osoba uzależniona jest jak pisklę w śniegu zimą. Odczuwa wszystko i wszystkich zdecydowanie za mocno. TO jest również to zderzenie z rzeczywistością, którą trzeba wziąć na barki, a niestety wiele osób nie jest w stanie tego dźwignąć i wraca do tego co poznało np. w młodzieńczych latach życia, czyli sięgnięcia po narkotyki dla rozładowania. Faktem jest, że to nie działa w ten sposób, że narkotyki coś „rozwiązują” oczywiście oprócz rodzin, związków, umów w pracy i wielu wielu innych. Substancje, czy też czynności, które wchodzą w spektrum choroby uzależnienia powodują, że te emocje, sytuacje, zdarzenia zostają zamrożone i w cudowny sposób nie wyparowują. To są kolejne trupy do naszej życiowej szafy. Te emocje wrócą, często z wielokrotnie zwiększoną siłą i jeśli nie mieliśmy odwagi do wzięcia za nich odpowiedzialności wcześniej to równie trudno może być skonfrontować się z nimi już na drodze zdrowienia. Wiele osób uważa, że Program Dwunastu Kroków to grzebanie w przeszłości i jakieś załatwianie tych spraw tak jakbyśmy mogli zmienić swoją przeszłość. To jest błędne myślenie, ponieważ Program Dwunastu Kroków jest na dokładnie teraz. Kroki od Pierwszego do Dziewiątego w dużej mierze konfrontują nas z przeszłościom, ale w kategorii nauki na błędach oraz znalezieniu istoty tych błędów, czyli źródła. Nieznajomość prawa nikogo nie usprawiedliwia. Tak samo choroba nie może być wymówką do dalszego bycia takim draniem. Lubię to określać w taki sposób, że w czynnym uzależnieniu zaprogramowałem się w taki sposób, że swoje emocje regulowałem nałogowo. Potrzebuję przeprogramować się z tamtego trybu funkcjonowania, bo nie muszę zażywać narkotyków, żeby regulować swoje emocje w sposób nałogowy. Życie wymaga ode mnie mojej opieki. Nie kontroluję swojego i innych życia. Mogę za to brać odpowiedzialność, być świadomym, czynić dobro i przede wszystkim żyć. Tu nie chodzi o to, że kontroluję lub nie kontroluję swojego życia, chodzi o to, żeby po prostu żyć i nie dzielić włosa na czworo. Sens tkwi w prostocie, sens tkwi w prostym Programie Dwunastu Kroków dla skomplikowanych i komplikujących sobie życia ludzi takich jak ja. Emocje jeszcze nikogo nie zabiły, narkotyki niestety tak. Życie trzeba sobie urządzić, poznać siebie, poszukać czegoś dla siebie. Bo wszystko na tym świecie jest dla nas, ale nic nie jest nasze. Nie zabierzemy nic z tego świata, a jedynie możemy zostawić. Dlaczego tak wiele osób robi obrachunek gruntowny i osobisty swojego życia u kresu swoich dni? Mamy możliwość zmian tu i teraz. Nie musimy czekać do końca życia. Jestem ogromnie wdzięczny za Program Dwunastu Kroków, za ludzi, którzy zdrowieją i mimo tego, że mają kilkanaście lat zdrowienia to wciąż nie przestają mnie inspirować do tego, że to ma sens. Czystość nie może być ostatecznym sensem życia. Życie w czystości to start do życia. Wczoraj był ogólnoświatowy dzień trzeźwości, cieszę się, że coraz więcej osób, które nie utożsamiają się z uzależnieniem to podejmują po prostu świadomą decyzję o życiu bez używek tego typu. Świat poszedł do przodu, zdrowienie również. Jestem zgodny z podejściem medycznym czy też terapeutycznym, wobec tego, że żeby móc przepracowywać cokolwiek w swoim życiu w związku z dzieciństwem, relacjami, seksualnością, depresją czy czymkolwiek co zostało bądź wyłoniło się jako sprawa, którą trzeba się zaopiekować u osoby uzależnionej, to w pierwszej kolejności trzeba się zaopiekować chorobą uzależnienia. To jest punkt wyjściowy w obie strony, w stronę choroby jak i w stronę zdrowienia. Warto zadać sobie pytanie cytując klasyka: co chcesz w życiu robić? I zacząć to robić.

Jak to działa?

Postanowiłem podzielić się moją refleksją dotyczącą bardzo często używanego słowa w naszej wspólnocie Anonimowych Narkomanów: „TO DZIAŁA!!!” Wiem, że w NAszej Wspólnocie jest pozycja “To działa, jak i dlaczego”. Nawet udało mi się ją przeczytać. No, ale co tak naprawdę działa, jak to działa, dlaczego to działa? Jak działa u mnie i we mnie?

Działa Program Dwunastu Kroków i nie mam, co do tego absolutnie żadnych wątpliwości. Moja choroba bardzo często działa tak, że każe mi wszystko kwestionować. Przyjaciel podzielił się ze mną, tym, że jest to prosty program dla skomplikowanych ludzi. Będąc w zdrowieniu 18 miesięcy – ten wpis jest moim prezentem na obchodzenie ich właśnie dzisiaj. Starając się żyć najbardziej uczciwie jak tylko potrafię, zdałem sobie sprawę, że jestem skomplikowanym człowiekiem. Przede wszystkim, że sam sobie to komplikuje. Po co się zastanawiać, jak to działa, skoro działa! Nie wiem, po co, ale kręci mnie szukanie tego. Pochylenie się nad tym, szukanie tego, daje mi poczucie sensu. Sensu zdrowienia. Zapewne sam jako Sponsor powiedziałbym Sponsorowanemu, nie komplikuj tylko pisz Program. Zapewne to samo usłyszę od swojego Sponsora, pisz Program! No dobra, piszę, ale powiedz mi jak to działa! 

Byłem ostatnio w bardzo silnym nawrocie choroby uzależnienia. Miałem myśli i sny alkoholowo narkotykowe, nawet wizualizowałem sobie moją porażkę i to jak łamie abstynencję. Silne emocje wywołane były bardzo osobista relacją rodzinną, związane z poczuciem odrzucenia. Mój brak akceptacji tego, że druga osoba może czuć się skrzywdzona tym, co zrobiłem zaprowadził mnie do stanów opisanych wcześniej. Okazało się, że zadziałał prosty mechanizm w postaci rozmowy ze Sponsorem. To wręcz nie do wiary wydaje się, jak drugi zdrowiejący uzależniony może pomóc w kryzysie. Gdyby nie Program Dwunastu Kroków, do którego pisania zasiadłem w dniu najsilniejszych emocji, nie celebrowałbym dzisiaj swojej miesięcznicy. 

Kolejnym przykładem na działanie Programu jest rozmowa z uzależnionymi, a także mój osobisty przykład, tego jak funkcjonuje, gdy z różnych względów robię sobie wakacje od zdrowienia. Czyli zaprzestaje pisania Programu. Jednemu nie układają się relacje małżeńskie, żona go złości nie dochodzą do porozumienia, inny zaprzestając pracy na Programie ma problem z utrzymaniem abstynencji. U mnie wygląda to tak, że czuje się rozsypany wewnętrznie. Działam bardzo chaotycznie, ulegam kompulsjom i obsesjom. Zaczynam się izolować i mój kontakt z innymi zdrowiejącymi uzależnionymi i Sponsorem jest dużo rzadszy. Dziwnym trafem jak jestem w „cugu” pisania Programu, funkcjonuję zupełnie inaczej. Czuję spokój, czuję się wewnętrznie poukładany sam ze sobą i nie mam żadnych oporów do kontaktu z ludźmi ze Wspólnoty. Z uważnością słucham innych na mityngach. Jest we mnie przynajmniej o połowę mniej pychy. To dla mnie ważne spostrzeżenie, mogę dać sobie prawo do tego, aby próbować powierzać się Sile Wyższej, bo dociera do mnie świadomość, że nie kieruje swoim życiem. Kierowałem jak ćpałem. 

Powyższe przykłady to tylko wierzchołek góry z tym jak to działa. 

Usłyszałem dzisiaj od drugiego uzależnionego słowa, które mnie zaniepokoiły, brzmiały mniej więcej tak: „Jak znowu usłyszę na mityngu słowa pisz program, to się wkurwię. Ja mam swój pomysł na zdrowienie i mi się sprawdza, bo jestem od czterech lat trzeźwy, chodzę na mitingi i one mi pomagają”. Powiedziałem ok, nie chcesz to nie pisz, ale dlaczego się złościsz, faktem, że nie piszesz tego Programu. U mnie to działa, jestem żywym dowodem i przykładem na to, że tak jest. Otrzymuję od Sponsora potężną siłę, która jest mi potrzebna w zdrowieniu i staram się nią dzielić z innymi w tym także, a przede wszystkim ze Sponsorowanymi. Dlaczego? Po prostu TO DZIAŁA!!! Czynne zdrowienie działa.

Romek, zdrowiejący uzależniony.

Wolność to wybór

Poczucie spokoju i wolności to dla mnie najwyższy poziom szczęścia. Tak naprawdę każdy ma własną definicję na te trzy słowa, które chcąc nie chcąc mają wydźwięk pozytywny. Choć wiedza potoczna nam wpiera od najmłodszych lat życia, że człowiek ma tyle na ile się odważy. Tak też postaram się tutaj w tym wpisie przyjrzeć takiemu zjawisku jak ryzyko w zdrowieniu. Szczęście, spokój i wolność to postawa życiowa a nie coś co przychodzi do nas z zewnątrz. To prawda stara jak świat, którą możemy napotkać na każdym kroku w życiu codziennym. Z każdej strony wdziera się do naszego życia szeroko pojęty rozwój osobisty i w przeróżny sposób zapakowane to co tak bardzo w sobie wykorzeniliśmy. Poziom szczęścia uzależniany od posiadanych rzeczy nie zapewni nam bezpieczeństwa. Ilość wirtualnych znajomych, którzy wyślą nam w trudnej dla nas chwili emotikon „trzymaj się” nie jest dla nas wsparciem, a jedynie uspokaja ich sumienia. Nie wiem, czy człowiek jest z natury dobry czy zły. Mogę się odważyć i napisać, że jest egocentryczny. I to jest jak najbardziej ok, takie jest życie, że najwięcej czasu spędzamy sami ze sobą w relacji ja – ja. Kluczem jest to, żeby ceną naszej wolności nie było zniewolenie drugiego człowieka, bądź żeby drugi człowiek nie był dla nas całym światem. Życie jest sztuką, w której warto wyznaczyć sobie wartości, które będą w zgodzie z nami. Inaczej każde wykroczenie do nas wróci w poczuciu winy i wstydu, który będziemy starać się zagłuszyć. Podobno im dalej w las tym więcej drzew i w miarę zdobywania nowych doświadczeń można odnieść wrażenie, że człowiek tak naprawdę zdaje sobie sprawę z tego, że wie o tym, że nic nie wie. Wtedy wartością jest akceptacja, otwartość umysłu i działanie. Dużo sytuacji, które mnie otaczają to jest tak naprawdę proces, a ja jako osoba uzależniona, czyli taka, u której ustawienia fabryczne to spektrum zachowań, które występują u innych osób uzależnionych, a dopiero na to jest nakładka w postaci Programu Dwunastu Kroków. W zdrowieniu chodzi cały czas o samoaktualizację, działanie i poszukiwanie tego co sprawia nam radość i czujemy się spokojni podążając za wewnętrznym kompasem, którym są uczucia.

Czy w stwierdzeniu, że komuś została odebrana obsesja na punkcie zażywania i dzięki temu może spokojnie zacząć używać substancji w sposób rekreacyjny nie czujecie ironii? To jest wciąż zniewolenie i pułapka, którą również jest myślenie, że już do końca życia nie będę zażywać narkotyków i sam na siebie nakładam etykietkę wykluczonego czy wręcz coś w rodzaju niepełnosprawności społecznej. To są mechanizmy odbierające sens życia i nie mają nic wspólnego z poczuciem wolności. Kluczem do tego, aby poczuć się wolnym jest dla mnie akceptacja i umiejętność odpuszczania. Natura nie lubi próżni, a zmiany przynoszą ze sobą lęk, do wygodnego łatwo się przyzwyczaić i dlatego też tak ważną rolę odgrywają nawyki, praktyki i działanie. Teoria to jedno można być w niej mistrzem, ale jeśli nie przekłada się to w rzeczywiste zaangażowanie to ten Program nie jest realizowany. Najwięcej nauki przynosi mi obcowanie z drugim człowiekiem. Dobrym przykładem jest to, że nie znając kogoś już wyrabiamy sobie o nim opinię na podstawie tego co mogliśmy usłyszeć, zobaczyć czy też dowiedzieć się tak powstają etykiety, opinie i oczekiwania, a później idą często rozczarowania, urazy i zwątpienie w drugiego człowieka, bo okazał się inny niż taki, którego sobie wyobraziłem i się przygotowałem. Człowiek jest z natury egocentryczny i większość myśli jest w kategorii swojej woli. Wszak wolność i wola dla mnie wychodzą z jednej gałęzi życia. Czerpiąc z własnych doświadczeń decyduję o tym jakie działanie podejmuję bądź nie podejmuję. Stosowanie duchowego Programu oparte jest na wdrażaniu go w życie teraz, nie jutro czy na całe życie. To życie i wolność są teraz i mogę to nazwać moją definicją uważności. Niosąc posłanie do zakładów karnych zdarzyło mi się nieraz usłyszeć, że najcięższe pozbawienie wolności jest przez nas samych we własnych głowach – zamknięty umysł, lęk, lenistwo. Oczekiwania, przekonania, etykiety to też prosta droga do cierpienia, bo świat jest taki jaki jest i ja nim nie kieruję, czyli nie kieruję własnym życiem. Krok Drugi nie raz przyprawia o trudności, ponieważ wiele osób myli podejmowanie decyzji i dokonywanie wyborów z poczuciem zarządzania życiem swoim i innych. Choroba uzależnienia ma to do siebie, że każdy uzależniony chce być mistrzem świata, bogiem, kierownikiem czy prezesem w życiu. Lubię ten przykład, że jeśli kierujesz swoim życiem i wsiadasz do autobusu to wysadź kierowcę i sam prowadź. Krok Trzeci mówi o kierowaniu swoim życiem, czyli oddawaniem woli i życia w opiekę, a więc kieruję swoim życiem w ten sposób, że oddaje je w opiekę Siły Wyższej. A nie tylko wtedy, kiedy trwoga to do boga. Udział w życiu jest dobrowolny i z przykrością wielu uzależnionych zrezygnowało w udziale. Zdrowienie jest dla ambitnych i wymaga zaangażowania, ostatnio usłyszałem pewną opowieść, która bardzo mi się spodobała, bo świetnie to obrazuje. Autorem tej opowieści było dziecko, które powiedziało, że uzależnienie to jest jeden z kawałków pizzy, która jest życiem. Prócz tego jest policzmy, siedem innych. Ten wspomniany jeden, który został zjedzony sprawił, że kolejne to tylko kawałki, które zostały. Żeby pizza była na nowo cała potrzebujemy wypełnić tą przestrzeń tego jednego kawałka, który zjedliśmy wraz z zębami (o zębach to już dodałem od siebie teraz). Dla mnie to jest proste i trafne, a najprostsze słowa są dla mnie nieraz najbardziej czytelne. Zdrowienie jest dobrowolne, działanie na rzecz drugiego człowieka jest dobrowolne, dbanie o siebie jest dobrowolne, ćpanie jest dobrowolne, korzystanie z wad i zasad duchowych jest dobrowolne. Ty wybierasz i kształtujesz swoją postawę życiową, możesz być człowiekiem z zasadami i takim, którego jak spotkasz w życiu to chętnie byś podał sobie dłoń w geście szacunku. A w słowie spiritual nie bez znaczenia jest ta część ritual. O relacje również trzeba dbać, a nie tylko liczyć, że druga osoba o nią zadba. Wszystko wymaga podejmowania działania, ale wszystko jest dobrowolne, choć próbują kierować naszym życiem popędy, obsesje, chciejstwa, próżność, wygoda i złudne poczucie lekkiego życia. Przerwałeś obłęd zażywania narkotyków, a potykasz się o kamień. Życzę Tobie zdobywania się na odwagę i korzystanie z zasad duchowych niezłomności oraz dyscypliny.

Stanisław Barańczak, Jeżeli porcelana, to wyłącznie taka

Jeżeli porcelana, to wyłącznie taka,
której nie żal pod butem tragarza lub gąsienicą czołgu;
jeżeli fotel, to niezbyt wygodny, tak aby
nie było przykro podnieść się i odejść;
jeżeli odzież, to tyle, ile można unieść w walizce,
jeżeli książki, to te, które można unieść w pamięci,
jeżeli plany, to takie, by można o nich zapomnieć,
kiedy nadejdzie czas następnej przeprowadzki
na inną ulicę, kontynent, etap dziejowy
lub świat:

kto ci powiedział, że wolno ci się przyzwyczajać?
kto ci powiedział, że cokolwiek jest na zawsze?
czy nikt ci nie powiedział, że nie będziesz nigdy
w świecie
czuł się jak u siebie w domu?


%d blogerów lubi to: